Znów pojęczę, że pusto u nas.
Kotełki trzymaja się jako tako. Bardziej na "jako".
Muszę ruszyć z ogłoszeniami.
Ostatnio wyciszam telefon wieczorem ,jak dla mnie,późnym. Nie mam weny do
rosmuwek gdy na nos padam. A padam co dzień. Siły mi się ulotniły totalnie.
Wczoraj koty wolno żyjące z racji mego późnego powrotu do domku dostały tylko puszki. I to odwrotnie. Nie, nie zabrałam do śmieci wkładów a im metal zaserwowałam

Tylko zaczęłam karmienie od tych co zawsze na końcu papusiają. Mina kociołków bezcenna była gdy wreszcie załapały kto kicia. I skąd kicia. Głuchota panuje w takim stadzie solidarna. Nawet ucho nie drgnęło długi czas. Kłapanie paszczęką tzn zawołanie ich słowne, dało dopiero skutek i ruszyły drąc ryja. Ucieszyły się bo wcześniej było. Jeszcze prawie dzień. Radocha trwała do momentu gdy zauważyły co na miski trafiło. Łojojoj, alegoowno, comitutajnawaliłaś, jaktosiemje, drugatakasamamiska, bezużytecznablondyna, trucicielkacholerna... Oj, dostało mi się. Spierniczyłam. Do tego za bardzo pogaduch prowadzić nie mogłam bo "życzliwy" kierowca auta tak je postawił ,że dojść do mich nie mogłam dobrze. Specjalnie to zrobił bym mu bok grata swym polarkiem odkurzyła. Com uczyniła. Sam kierowczyk stał i gapił się i zęby szczerzył. Nie, nie chciał mnie zeżreć i nie do mnie zęby wywalał tylko gadał przez słuchawki. Ale dupala nie ruszył.
Potem Szylka spod marketu, potem dwa gady spod auta. Równie nie zadowolone. A z okna gapił się panoczek co głowina łysą kręcił widząc kręcące sie futerka. Na pewno łysy był bo błysk latarni się odbijał. Potem las. Błe, nie lubię jak tak ciemno się robi a ja w lesie dulczą. Spotkał mnie Pan z rowerem. Taki zbieracz. Się ukłoniłam. On zagadał czy do koteczków idę. Grzecznie odpowiedziałam ,że tak.
A w lasku...Ktoś był bo brama odsunięta była. Kultura była. Soplica, paluszkowe pety, coca-cola, kieliszki plasticzane, kawałek bułki i kiełbasa. Te ostatnie zostawiłam zwierzakom. Śmieci pozbierałam. Coca-colę powiesiłąm na haku by na jutro mieli. tak jak czyste kieliszki. Kotów nie było. Puszki trafiły do mich , opakowania do torby i wracam. Pan z rowerem był jeszcze na trotuarku. Ocenił szybko znalezisko. Zabrał butelkę po Soplicy dokłądnie sprawdzając czy nie uszkodziłam i czy nakrętka dobra jest, kieliszki i puszki też trafiły do jego torby. Mnie zostawił resztę do wyrzutu. Przednie był zadowolony i prosił o jeszcze...puszek. Zawsze mi szkoda było ich wywalać więc teraz mam cel w ich otwieraniu podwójny. Koty się najedzą. pan zabierze na złom.