Wyszłam ja sobie pół godziny temu do sklepu. Bo mi się zachciewajek zachciało, nie tak, że coś konieczne na już, na rano - nie, głupoty same.
Szłam wesoła, słuchawki na uszach, idę, tańczę sobie, śpiewam, ciemno jest, ludzi nie ma.
Doszłam do sklepu, zapłaciłam, wracam, tańczę, śpiewam. Wchodzę do domu, wyjmuję fanty po kieszeniach pochowane - tylko karty nie ma

przeszukałam kieszenie wszystkie, podłogę, fanty - nie ma...
Wróciłam do sklepu, w ziemię się wpatruję, w sklepie pytam, pod szafki zajrzałam - nie ma.
No to zastrzegłam kartę.
Się mi zachciewajek zachciało
