Z piekła rodem. Mam pięcioro dzieci!

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob sie 20, 2016 9:04 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Bardzo mi przykro :(
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob sie 20, 2016 9:22 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Bardzo Wam dziękuję. Każdy taki post pomaga, choćby nie wiem jak schematyczny wydawał się autorowi.

Powtarzam sobie wyświechtany banał, że "co cię nie zabije, to cię wzmocni". Tyle że ja wcale nie mam ochoty się wzmacniać. Wolałabym mieć przy sobie Nescę i Małą, i kompletnie nic nie wiedzieć o PNN...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 10:08 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Osobiscie jestem zdania, ze ciezkie przezycia raczej nas rozwalaja a nie wzmacniaja, no ale to pewnie zaley od konkretnego czlowieka...

Trzeba myslec o tym, co dobrego mialyscie ze soba. To jest naprawde wazne i warte wszystkiego...
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 88364
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Sob sie 20, 2016 11:11 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Nie mogę w to uwierzyć :(
Aniu, dużo ciepłych myśli dla Ciebie. Ściskam mocno.

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39532
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Sob sie 20, 2016 12:29 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Nie raz zastanawiałem się czy dam radę, gdy któryś mój kotek odejdzie. Bo kiedys przecież odejść musi niestety.
I nigdy nie wiem czy dam radę, bo nie jestem przecież w stanie sobie tego wyobrazić.
Raz w życiu straciłem bliską osobę, przekleństwem dla mnie jest myśleć, że znów tego doświadczę.
Ty teraz tego doświadczasz, a ja nawet nie wiem co w tej sytuacji powiedzieć.
Bardzo, ale to bardzo mocno ci wpółczuję(wciąż tu zaglądałem, że może jednak...)
Niech ci los przyniesie jeszcze coś dobrego.
Zasługujesz na to, już za samą miłość do swoich kotków.
I to pewnie Zuza ma rację. Uważam że czas nie goi ran.
Bo to by było, jak zapomnieć. A przecież my nie zapomnimy.
Emil[*], Rysiu[*], Fidel, Kicia[*], Reksiu.

dziki

Avatar użytkownika
 
Posty: 108
Od: Nie lis 26, 2006 0:30

Post » Sob sie 20, 2016 14:24 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Olat, zuza, dziękuję Wam, kochane. Jak zwykle pojawiają się myśli, że mogłam lepiej, częściej, dłużej. Że coś tam zaniedbałam, coś zignorowałam. Że tego czasu było za mało, zawsze jest za mało...

Dziki, wszyscy jakoś dajemy radę, bo nie mamy innego wyjścia. :( Co oczywiście nie zmniejsza bólu. Wręcz przeciwnie, bo "dawać radę" znaczy musieć funkcjonować w miarę normalnie, chodzić do pracy, zajmować się codziennymi czynnościami. Każdy ma jakiś swój sposób na radzenie sobie z bólem i żałobą. I nie ma tu lepszych czy gorszych rozwiązań, dobre jest takie, które choć w minimalnym stopniu przynosi ulgę. Bez względu na wszystko dobrze jest mieć przy sobie życzliwe osoby, rodzinę, przyjaciół, którzy rozumieją. Takie wsparcie jest bezcenne.

Odkąd zaczął się u Małej kryzys, wiedziałam. Czepiałam się oczywiście resztek nadziei, przyjmowałam słowa pocieszenia, ale w głębi duszy wiedziałam, że nadchodzi koniec. Jestem realistką i pragmatyczką do szpiku kości. Takie moje przekleństwo... Tyle że nie spodziewałam się mimo wszystko, że to nastąpi tak szybko. Kiedy kupiłam aranesp, nawet nie brałam pod uwagę, że nie zadziała. Owszem, zdawałam sobie sprawę, że etap podawania aranespu, to etap w prostej linii prowadzący do nieuchronnego końca, ale byłam pewna, że jeszcze przez parę tygodni zdołamy kontrolować anemię. Każdego dnia oglądałam jej dziąsełka i wyczekiwałam, że się wreszcie zaróżowią. Zamiast tego na początku tygodnia zrobiły się przerażająco blade...

Niech ci los przyniesie jeszcze coś dobrego.
Zasługujesz na to, już za samą miłość do swoich kotków.

Dziękuję. To bardzo miłe.

Ku mojemu zdumieniu dużo uwagi poświęca mi dziś Łaciatek. A ja mam dla niego dużo czułości, ze wstydem wyznam - o wiele więcej niż ostatnio, gdy znów cały mój czas i siły były skoncentrowane na Małej. Chyba nie doceniałam do tej pory wrażliwości Łaciatka...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 14:55 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Aniu, tak bardzo wiem jak się czujesz .... w październiku musiałam uśpić moją Filę (śródoperacyjnie) myślałam, że zwariuję, oszaleję ...kiedy czytam Twoje posty wszystko tak boleśnie wraca, bardzo, łzy cisną się same do oczu. Jest teraz z nami zaadoptowana Filunia 2 bardzo cię przytulam ... też jestem psychologiem

KULAK

 
Posty: 297
Od: Wto sie 09, 2016 22:17

Post » Sob sie 20, 2016 15:04 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Pamiętam, że kiedy wchodziłam w ten cały koci świat, wymarzyłam sobie czarną kotkę. I taka była moja Nesca. Potem, niespodziewanie, dołączył Ramzes. Też czarny, ale tu już zadecydował przypadek. Przez długi czas miałam taki właśnie czarny duet. Zresztą stąd tytuł mojego wątku - z piekła rodem. Czarne diabły. Pamiętam, że ze wszystkich kocich maści, zawsze najmniej podobały mi się łaciate. No tak jakoś miałam. A potem trafiła mi się Mała. I wszystko się zmieniło. Teraz oddałabym tak wiele, żeby móc znów zobaczyć te trzy kochane czarne plamki na główce...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 17:08 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

KULAK pisze:Aniu, tak bardzo wiem jak się czujesz .... w październiku musiałam uśpić moją Filę (śródoperacyjnie) myślałam, że zwariuję, oszaleję ...kiedy czytam Twoje posty wszystko tak boleśnie wraca, bardzo, łzy cisną się same do oczu. Jest teraz z nami zaadoptowana Filunia 2 bardzo cię przytulam ... też jestem psychologiem

Współczuję Ci straty. :( To chyba jeszcze bardziej boli, gdy miało się jednego jedynego kota. Wtedy pustka jest dojmująca. :(

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 19:30 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Dopiero teraz zajrzałam na forum, a tu taka straszna wiadomość... :cry:
Bardzo Ci współczuję, przytulam mocno.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Sob sie 20, 2016 19:30 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Jest gorzej niż po stracie Neski, co wydawało mi się niemożliwością z co najmniej dwóch powodów. Przede wszystkim Nesca była pierwsza i najważniejsza. Była to też pierwsza kocia śmierć w moim życiu w ogóle. Po drugie, na rozstanie z Małą byłam przygotowana o tyle, że dostrzegłam nieuchronność śmierci z powodu PNN, więc strata Małej powinna być jednak nieco mniej bolesna. A już czuję, że jest trudniej. Być może z powodu szybkości, z jaką Mała przebyła tę ostateczną drogę - od względnie dobrego samopoczucia po stan terminalny. Nie miałam tyle czasu, by się przygotować i wypłakać, co w przypadku Neski. A może też dlatego, że Mała żyła jednak o połowę krócej niż Nesca, że zawsze była trochę na uboczu.

Jakikolwiek jest powód, jest gorzej. Gdy dziś, po trzeciej prawie nieprzespanej nocy, zdrzemnęłam się w ciągu dnia, tak strasznie brakowało mi Małej, która przyszłaby przytulić się do mnie pod baranicę. Bałam się zasnąć, a potem obudzić w tej nowej rzeczywistości bez niej. Tego samego bałam się po śmierci Neski, ale jakimś cudem nawet we śnie miałam świadomość, że nie żyje i udawało mi się uniknąć tej jednej strasznej sekundy zaraz po przebudzeniu. Teraz, niestety, obudziłam się i było bardzo źle. Mała zapadła mi w serce i wczepiła się tymi swoimi małymi pazurkami w pamięć bardziej niż by to wynikało z czasu, jaki z nią spędziłam. Boję się zasypiać.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 20:42 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Gdy to czytam, łapię wszystkie moje kociaki po kolei do całowania. Są takie małe. I mają całe życie przed sobą. I martwię się na zapas, czy to życie będzie aby szczęśliwe? Czy nie skończy się PNN? To chore. Skrzywione. Ale jak ktoś przez to przeszedł, to strach ma wrośnięty pod skórą. I każda taka sytuacja przypomina o zagrożeniu. Mam nadzieję, że nierealnym, ale pewności nie mam.
Trauma wrasta w człowieka. Ale gdyby nie umieranie Maurycego na PNN, koty nie byłyby dla mnie tak ważne, jak są. Najbardziej żałuję, że tak naprawdę doceniłam jego obecność dopiero, gdy zachorował. I gdy miałam go realnie stracić. Wcześniej wszystko było takie bezpieczne i oczywiste. Teraz doceniam każdy dzień spędzony z moimi kotami. Celebruję ich dzieciństwo. Między uszkami mają mokre główki od całusów. Wszystkie cztery. Tak bardzo je kocham i tak bardzo chciałabym je ochronić przed całym złem tego świata. Ale wiem, że nie leży to w mojej mocy. Bo nikogo nie da się uchronić przed nieuniknionym.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Sob sie 20, 2016 21:36 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Dziękuję, Gretta. Ostatnia noc należy bezwzględnie do najgorszych nocy w moim życiu...

Jedna bardzo osobista refleksja (może ktoś tu trafi przypadkiem, przeczyta i mu to jakoś pomoże). Zawsze bardzo się bałam decyzji o eutanazji. Tak, znam wszystkie racjonalne powody, za nią przemawiające. Wiem, że to egoistyczne trzymać zwierzę przy sobie do samego końca, narażając je na długą agonię. Ale strasznie bałam się, że zrobię coś totalnie nieodwracalnego za wcześnie, że nie będzie jak cofnąć tego kroku, że będę żałować i mieć poczucie, że zabiłam ukochane stworzenie. Zwłaszcza, że przecież eutanazję doradzało mi pięciu (!) wetów, gdy Nesca miała pierwszy kryzys w marcu 2014, a okazało się, że wystarczy dobrze dobrany antybiotyk, by ją wyprowadzić na prostą. Więc zaufanie do wetów generalnie mam nikłe.

Nie miałam też żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o kocie choroby i stan terminalny. Nie miałam pojęcia, skąd i jak mam wiedzieć, czy to już. Z Nescą los wybawił mnie od tego dylematu. W ostatnim dniu była tylko bardzo słaba, praktycznie nie wstawała z fotela, w którym ją ułożyłam. Ale dwa dni wcześniej jeszcze wskakiwała na szafkę, jeszcze przychodziła do mnie do łóżka i mruczała. Tego ostatniego dnia, gdy zaczęła głośniej i ciężej oddychać, wiedziałam już, że dzieje się coś niedobrego, ale jeszcze chciałam ją ratować. Zabrałam ją z tego fotela i popędziłam do osiedlowego weta. W drodze czułam, jak przelewa mi się przez ręce. Kiedy dotarłam do gabinetu, wetka natychmiast oceniła jej stan jako agonalny. Zaczęła przygotowywać zastrzyki. Ale zanim to się stało, Nesca zsiusiała się na mnie, zakasłała i umarła. Błyskawicznie.

Z Małą było inaczej. Gdy wróciłyśmy ze SpecVetu wieczorem, widziałam, że coraz bardziej słabnie, mimo transfuzji. Że jest coraz zimniejsza. Dołączyły się objawy neurologiczne. No i te koszmarne wyniki. Dr Klimczak już w gabinecie przygotowywała mnie na to, że to koniec Małej, że powinnam rozważyć eutanazję. Wciąż miałam głupią nadzieję, że ta transfuzja jakoś pomoże, że coś zaskoczy, ale kiedy Mała położyła się w korytarzu na podłodze, kiedy potem zgarnęłam ją z tej zimnej podłogi, zawinęłam w szlafrok, żeby ją ogrzać i przytuliłam do siebie w łóżku, a ona, pozornie zasypiając, miała co chwila te okropne tiki, wtedy już wiedziałam na 100%. A jednak wciąż się bałam tego momentu, bałam się, że spanikuję, że nie będę mogła patrzeć na jej ostatnie sekundy i ostatni oddech. Tymczasem to wszystko odbyło się tak szybko i tak... spokojnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestała oddychać. Mam absolutną granitową pewność, że zrobiłam to, co powinnam była.

Piszę o tych moich najintymniejszych chwilach dlatego, że wiem, jak to może być ważne dla ludzi, którzy wchodzą na to forum bez żadnego doświadczenia, z nikłą wiedzą lub ogromnymi wątpliwościami. Sama nieraz szukałam tu informacji i często byłam zawiedziona, gdy na przykład ktoś coś pisał o chorobie swojego kota, a potem nagle wątek się urywał, nie było wiadomo jak się to skończyło. Oczywiście wiem, że nie każdy ma motywację i ochotę, aby dzielić się z innymi swoimi przeżyciami. Ja sobie myślę, że jeśli coś dobrego ma wyniknąć z tych moich doświadczeń, to właśnie ślad w postaci informacji i przemyśleń. Może to komuś kiedyś pomoże.
Ostatnio edytowano Nie gru 04, 2016 17:35 przez aniaposz, łącznie edytowano 1 raz

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob sie 20, 2016 21:56 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Nie ma słów pocieszenia..bardzo, bardzo współczuję...trzymaj się jakoś....
Kosmici są wśród nas !

agnieszka.mer

Avatar użytkownika
 
Posty: 2881
Od: Pt lut 25, 2011 18:54

Post » Sob sie 20, 2016 22:02 Re: Z piekła rodem. Nie ma już mojej Małej.

Dziękuję Ci bardzo.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: dran i 132 gości