Lajf is brutal - plener się skończył, trzeba brać się do pracy.
Okazało się, że jak zwykle większość ma albo miała koty. Kotek gwiazdorzył. Odbierał godnie wyrazy uwielbienia i podziwu. Udzielał wywiadów i dawał się fotografować. Na urodziny dostał od znajomego do kolekcji nowe imię - Trygve. I od razu przestał być Kotkiem, Misiem, Bombelkiem, Czwóreczką, Grubalkiem czy Leniorem, którego Elka może na
dzieńdobry walić z liścia po pysku. Stał się staronordyckim,
godnym zaufania poważnym KOTEM. Przechadzał się po korytarzu, leżał rozwalony na balkonie a na spacerach kicał za żabami, których mnóstwo siedziało w trawie.
Na koniec ukradł show artystom - wkroczył na smyczy na wystawę, obszedł ja kilka razy wokół a na koniec rozwalił się koło nóg Siwego i ze stoickim spokojem przyglądał się gościom. I dopiero podczas oklasków i koncertu harmonijkowego opuścił wystawę i udał się na spacer wokół muzeum.
Prawdę mówiąc, to pękaliśmy z dumy, jakby co najmniej dziecko nam zdało maturę z wyróżnieniem, ale i kamień spadł nam z serca, że nie przysporzyliśmy mu stresu tym wyjazdem.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Łódź, odwiedziliśmy na szóstym piętrze bez windy moją siostrę z rodziną i kotem. Koty obwąchały się i udawały, że się nie widzą

Przy naszym czarnym potworze Horacy wydaje się jeszcze chudszy, ale widać, że jest w niezłej formie. On i tak żyje już dwa razy dłużej niż przewidywał weterynarz.
Piętnaście minut przed przyjazdem do domu Kotek, tfu, Trygve

, zażądał postoju na stacji benzynowej, gdzie skorzystał z kuwety i trawnika. A pod domem wcale nie chciał wysiadać z samochodu.
W pracy Elka obwąchała go centymetr za centymetrem, prawie jak zderzak w samochodzie - tyle świata ze sobą przywiózł! Były tak rozemocjonowane, że prawie cały dzień nie położyły sie spać tylko krążyły po pracowni i podwórzu.