Poszłam nakarmić dziki. P wyjściu z domu moim oczom ukazał się cudny widok. Trawnik na przeciw klatki usiany był kapelutkami. Białymi i dorodnymi.


Potem uzupełnienie wody gołębiom. I podreptałam ku sosnom. Na pierwsze karmienie. Drugie to dwa koty co na mnie czekają przy parkingu. Teraz jest punktem drugawym choć wcześniej był jako oststni. Bo najbliżej mojego domu jak wracam. Ale jakaś dusza miłosierna zaczęła monitorować kiedy ,jak i gdzie karmi się te dwie pyskówki więc myk trzeba było zrobić z kolejnością. To dwie kociczki .Mądre są i szybko załapałay. Choć z tym trudu nie było bo już od popołudnia dulczą na posterunku. Pyskówki dlatego ,że słysząc mnie mordy drą na całą okolicę. A więc dziś też idę do nich machając radośnie torebeczką z ich porcją. W łąpce ją trymam by nie zatrzymywać się i nie grzebać w plecaku. Zerkam jakie auta stoją. Mile widziane wyższe bo łatwiej jest pod nie wyciepać porcję.A i kot nie musi łamać kręgosłupa i ryjem jechać po asfalcie. Wracając zabieram michę. Ale dziś...Ale dziś widzę mojego byłego szwgra. Już z dala mi łyska jego lico. Zaprzestałąm szurać stopkami coby koty po krokach mnie nie zauważyły. Bo jakoś mi głupio było walić się na kolana w obecności byłego szwagra i wpychać się pod samochody w asycie pyskówek. Prawie się udało.Prawie. Już dalej od aut byłam. Dalej se radośnie machałam pojemniczkami. Ale zrobił się bład. Mój błąd. Na rzucone radosne cześć asia na spacerek ? rzekłam cicho cześć ,ano i tu się koty ukazały. Znają głos więc wyleciały spod karoserii i dalej drzeć ryja biegnąc za mną z naczapirzonymi ogonami a ty gdzie siermiengo zwiewasz, uciekasz, uciekasz, a my głodne som, a my tensknim, a my czekam, a ty pitolisz se z jakimś samczykiem ,wracaj no tutaj,wykładaj żarcie, wykastruj siem jak smiczek ważniejszy niż nasze brzucho, uciekasz, uciekasz, wsytydu to ty nie masz, spójrz na siem jak ty wyglądasz, porzondny kocur mijałby ciem z dala ...
Ło matko, jak one się wydzierały. Wróciłam z podkulonym ogonem i wstydem wielkim. Kajałam się jak mogłam. Uwaliłam na kolana i czołobitnie dodatkową porcję wywaliłam. Potem kolejne stanowiska ale tam spokojnie było. Po powrocie zerknęłam w lusterko domowe. No, fakt. Z takim wygladem to ja nawet baz kastracji szans nie mam u dobrze prowadzącego się kocurka.
