
Chyba bezdomność wymuszała ,że się wspierali.Bo przecież spali nawet razem w jednej budce styropianowej. Ogrzewali się w zimowe mrozy. Przynajmniej od jakiegoś czasu,kiedy postawiłam tam budę.
Warbudek bardzo płakał kiedy Warbudkę zabrałam. Nawoływał ją. Miałczał. Jak tylko wzięłam i jego,gdy się okazało,że leczenie babuni potrwa dłużej, bardzo do niej lgnął. Po spotkaniu w mojej kuchni był przeszczęśliwy,gdy ją zobaczył.Próbował się tulić ,ocierać o nią. Nie przeszkadzało mu,że na niego syczy.Byle tylko BYŁA

Teraz przeniósł się z tuleniem do mnie

Warbudzia nadawała by się na jedynaczkę.
Taaa...Marzenia.
Nadal jakaś dziwna.Apetytu nie ma. Zobaczę czy coś się ruszy, w jakąś stronę w weekend. I polecę po Cosmę. Bardzo jej ostatnio smakowała.