Wreszcie wyadoptowani:)

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Wto lip 12, 2016 11:43 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Ależ czekam cierpliwie :) Niestety, eskalacja konfliktu nie poczekała.
Czytuję różne wątki, odzywam się, kiedy coś mnie zafrapuje :wink: . Natomiast nie podejmuję pochopnych interwencji w niejasnych sytuacjach :wink:

alix76

Avatar użytkownika
 
Posty: 23037
Od: Nie mar 22, 2009 7:37
Lokalizacja: Wa-wa

Post » Wto lip 12, 2016 12:01 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

alix76 pisze:Ależ czekam cierpliwie :) Niestety, eskalacja konfliktu nie poczekała.
(...) . Natomiast nie podejmuję pochopnych interwencji w niejasnych sytuacjach :wink:


A widzisz? Mnie post wyżej proponujesz mniej emocji,a sama pod ich wpływem zabierasz głos bez poznania całości faktów,bo wg Ciebie "eskalacja konfliktu nie poczekała". Także przyganiał kocioł garnkowi :wink: Wydawałoby się,że Tobie łatwiej powinno było powstrzymać emocje,a co za tym idzie komentarze,bo nie jesteś,teoretycznie,stroną w konflikcie.

Niestety wypowiedź w Twoim poprzednim poście zdecydowanie przeczy,że nie podejmujesz interwencji w niejasnych sytuacjach. Zdecydowanie i czytelnie bije z niego stronniczość i trzymanie racji jednej ze stron konfliktu.Myślę,że dzięki niemu poszedł w eter zrozumiały i czytelny przekaz nie tylko dla mnie (działającej pod wpływem emocji),ale dla większości podczytujących wątek.

Szkoda.

Naprawdę nie mam więcej czasu.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto lip 12, 2016 12:57 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Ponieważ nie pozwolę sobie na publiczne oczernianie mojej osoby to poniżej kilka słów opisujących historię wspomnianych kotów:

Jedna dziewczyna dojrzała chorego rudego kota, zarejestrowała się na forum i zwróciła się o pomoc w odłowieniu i przetrzymaniu kota na czas leczenia.
Podjęłam się łapanki i przetrzymania kota w lecznicy na kastrację i leczenie. Pomóc mi zdecydowała się moguncja.
Pojechałyśmy na łapankę - rudy kot został złapany, ale okazało się, że na miejscu jest kilka innych płodnych kotów – podjęłyśmy się wyłapania stada, skierowania do lecznicy na kastrację i wypuszczenia w miejsce bytowania.

Historia Rudego jest zawiła – okazało się, że ma białaczkę. Decyzję o jego losie podejmowała dziewczyna, która go dojrzała w miejscu bytowania - znalazła mu TDT, w którym był leczony, potem DS, który wycofał się po 3 dniach. Musiała po niego jechać i go odebrać, ale ponieważ w TDT już nie było dla niego miejsca, jedyna opcją dla niej było wypuszczenie go w miejsce bytowania. Nie mogłam pozwolić, aby kot białaczkowy został wypuszczony tam gdzie przebywał, gdzie nikt się nim nie zajmował, tyle, że dostawał czasem jakieś resztki ze stołu, nie wziąłby go do lekarza, jakby było z nim źle, jednym słowem nie chciałam, aby umierał śmiercią powolną i tragiczną w zapomnieniu gdzieś pod krzakiem. Podjęłam decyzję, aby zwrócić się do osoby, która już wcześniej zaproponowała mu DT (a jej oferta została odrzucona przez osoby decydujące o losie kotka), czy by go nie przyjęła. Osoba się zgodziła. Staram się jej za to podziękować zamówieniami karmy i żwirku.

Wracając do stada – na drugiej łapance została złapana czarno – biała kotka, nie wyglądała na ciężarną. Urodziła 4 kocięta z przyczyn niezależnych od osób zaangażowanych w łapankę.
Zgłosiła się znajoma lekarza z lecznicy z informacją, że weźmie do siebie matkę z kociętami na czas odchowania. Kotki miały trafić do tej pani. Następnie w toku ustaleń odbywających się poza mną kotki na 3 miesiące trafiły z matką do moguncji, aby po tym czasie trafiły do tej pani. Kilka razy proponowałam zakup karmy.
Matka została wykastrowana i wypuściłam ją w miejsce bytowania.

Pani, która miała wziąć kociaki, wróciła właśnie z wakacji. Spodziewałam się, że od moguncji trafią do niej a nie innego DT. O tym, że tak się stało, dowiedziałam się z telefonu od moguncji, w którym padło żądanie ze strony aktualnego DT, aby koszty leczenia grzybicy u kociąt pokryła dziewczyna, która znalazła Rudego. Uznałam, że nie mam prawa wyjść z taką nawet prośbą do niej, gdyż pokryła już koszty związane z opieka nad Rudym w TDT, w tym leczenie, krew, usg i operacje oczu. Powiedziałam, że jestem w stanie ja chociaż częściowo pokryć te koszty, ale jednorazowo, gdyż mam inne zobowiązania (patrz: Rudy, inne DT, w końcu liczne łapanki).

A ciąg dalszy dyskusji każdy może sobie przeczytać powyżej.

Jestem łapaczem i w tej dziedzinie głównie pomagam kotom. Zdarzają się sytuacje, że złapany na kastrację kot wymaga też innej opieki – mam zaprzyjaźnione DT, które wtedy idą z pomocą, nigdy nie zostawiłam żadnego kota bez pomocy.
Chcę, aby każdy mógł sam ocenić tę sytuację po swojemu, dlatego przedstawiam ją obiektywnie wg swojej wiedzy i faktów.
Atak na moją osobę uznaję za wielce niesprawiedliwy, nie poparty żadnymi racjonalnymi argumentami, opierający się na ogromnych, niepotrzebnych emocjach.
ObrazekObrazek

Romi85

Avatar użytkownika
 
Posty: 1808
Od: Wto lut 18, 2014 12:29
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto lip 12, 2016 16:49 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

8O 8O 8O

Baltimoore

Avatar użytkownika
 
Posty: 5504
Od: Sob sty 03, 2015 18:44

Post » Wto lip 12, 2016 23:02 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

alix76 pisze:(...)poczekam na Twoją odpowiedź odnośnie osoby odpowiedzialnej za pojawienie się kociąt na świecie. Możesz tez dodać, czy Romi85 prosiła Cię o tymczasowanie kociąt i deklarowała wsparcie finansowe?


Żadna z nas nie jest odpowiedzialna za pojawienie się kociąt na świecie. W wyniku zbiegu wielu okoliczności zadziało się jednak tak,że na niego przyszły. Żyją.Nie są rzeczami,tylko żywymi zwierzętami,za które osoby odpowiedzialnie zajmujące się kotami (a za takie przynajmniej teoretycznie uznaję forumowiczów) powinny wziąć odpowiedzialność od początku do końca tzn.od wyłapania ich matki do ich adopcji.
Odpowiedź na Twoje drugie pytanie brzmi: nie. Romi85 chciała wlepić kocięta "znajomej lekarza" jak sama tu napisała. Znajoma lekarza zaś to hodowczyni psów ,do której miały trafić kocięta najpierw na odchowanie (czemu ktoś przede mną stanowczo zaprotestował i do czego w efekcie nie doszło),a potem na wieś. Dodam,że hodowczyni ma 30 psów na 150m2 mieszkania w bloku, w tym kilka karmiąch suk (należałoby zakładać ,że naturalnie broniących młodych,więc możliwe ,że także agresywnych do kota,jako przedstawiciela innego gatunku).W takich warunkach (m.in.zgiełk i permanentne szczekanie ) miałaby sę znaleźć kotka karmiąca kocięta 8O :!: ,która by karmić wymaga spokoju i ciszy. Następnie w wyniku braku kontaktu z hodowczynią (nie odbierała permanentnie telefonów od moguncji,jak też nie oddzwaniała ani razu),kiedy już udało się z nią skontaktować,okazało się,że pani jest poza granicami kraju i mimo,że od końca czerwca miała wziąć kocięta wyjechała sobie na prawie 2tyg. Dodam,że w międzyczasie nie zapytała ani razu o kocięta,raz je u moguncji odwiedziła-zaraz na początku.Nie zaproponowała też żadnego wsparcia finansowego moguncji. Trudno się bowiem domyśleć,że przez cały ten czas matka i małe muszą jeść. Romi85 zaś nadal pasuje oddanie kociąt,tym razem gdzieś na wieś,bo kilka postów wyżej pisze:
" Babka, która miała je wziąć, wróciła wczoraj. Trzeba było je tam zostawić zamiast brać na siłę."
Otóż owszem,wzięłam kocięta niemalże na siłę,bo nie wyobrażam sobie oddać raz już ocalone maluchy niewiadomo dokąd i komu. .Po to tylko,by za jakiś czas Romi85 mogła się pochwalić jakim jest świetnym łapaczem i odławia kolejne niewysterylizowane/chore koty-tym razem z innej części Polski. Scenariusz mógłby być także inny-dom okazałby się ok,ale dlaczego wobec tego dotąd dom nawet nie pyta o te kocięta,cały czas są wszak do adopcji. Do adopcji z umową,wymogiem sterylizacji i zapewnienia właściwych warunków,nie do stodoły na łapanie myszy lub do puszczenia samopas,bo co tam jedne koty mniej czy więcej? I tak zdechną lub je coś przejedzie,nie warto sterylizować,bo szkoda kasy,leczyć też nie,najwyżej się weźmie nowego. itd,itp.
Ponadto jak można nawet myśleć o oddaniu chorych kociąt na wieś?! Oburzający jest tok myślenia Romi85. Całe szczęście,że kocięta nie zostały wydane i grzybica została rozpoznana.Na przeciętnej warszawskiej wsi-nie miałyby szans na przeżycie.A wyłysiałe szybciej by poszły do piachu.Napewno nikt nie zamierzałby ich leczyć.Więc powtórzę po raz kolejny:całe szczęście ,że je wzięłam na siłę-co zarzuca Romi85!!!

alix76 pisze:Jestem DT od kilku lat i mam w tych kwestiach nieco orientacji. Miewałam tymczasy w uzgodnieniu z różnymi podmiotami i na ogół zasady były jasne - kto ponosi koszty utrzymania, jak jest finansowane leczenie. Na ogół leczy się wtedy we wskazanym miejscu na koszt płatnika, dowolnym na koszt własny a resztę uzgadnia w miarę potrzeb, w tym leczenie specjalistyczne.

Niestety idylliczny świat jaki przedstawiasz nie jest mi znany.I obawiam się,że "nieco orientacji" to dobre słowo,którego użyłaś. Tylko nieco.Tymczasuję koty od bezdomnych z wysypiska śmieci,ze śmietników,z cmentarzy,z ulicy- z kim wg Ciebie należałoby uzgadniać koszty i zasady tymczasu: z lumpami w sprawie kotów z wysypiska od bezdomnych,ze śmieciarzami w sprawie kotów ze śmietnika ,czy z grabarzami w sprawie kotów cmentarnych? Bo rozumiem,że z trupami cmentarnymi konwersacja i zasady tymczasowania w sprawie kotów tam przebywającyhc wypadłyby najsłabiej.
Z Romi85 też koszty nie były uzgadniane.Z oczywistej przyczyny. Odebrałam koty z informacją,że są zdrowe,odrobaczone,zaszczepione,z książeczkami zdrowia,zaczipowane,czyli gotowe do natychmiastowej adopcji od zaraz.Miały mieć jedynie zrobione przeze mnie dodatkowe zdjęcia,ogłoszenia przez Arcanę i tyle.
Napewno nie zgodziłabym się przyjąć kotów chorych,do przewlekłego leczenia.
Zatem i ja i moguncja byłyśmy mocno zaszokowane tym co się zadziało w dobę później,kiedy się okazało,że mają grzybicę. Ani doświadczona moguncja nie zauważyła symptomów choroby,ani ja w pierwszej chwili. Wyczuwając małą plamkę na brzuchu u jednego z maluchów przez myśl mi przemknęło-grzyb,ale ponieważ nie miałam nigdy grzyba u kotów zwaliłam to na przyklejenie się jedzenia do skóry kociaka. W lecznicy ,do której trafił na odrobaczenie pokazałam plamkę i wetka potwierdziła niestety moje pierwsze obawy.

alix76 pisze:Skoro 100 zł to 1/100 wydatków to utrzymanie kociąt przez 2 miesiące wyniosło 10 tys złotych???

to logiczne,że pisząc w emocjach przesadziłam- naprawdę warto było się tego czepiać? chodziło o kontekst i wysokie koszty utrzymania,każdy przeciętny posiadacz kota je doskonale zna. A ja owszem,mam dyskalkulię i z ułamkami zawsze będę na bakier

alix76 pisze: Romi85 jest łapaczką i nie oferuje gotowych rozwiązań każdemu kotu odłowionemu a jedynie pomoc przy odłowieniu.


A ja jestem głównie DT i nie oferuję finansowania leczenia wszystkich odłowionych przez łapaczy kotów. Zwłaszcza,kiedy zamiast deklarowanych kotów zdrowych dostaję na tymczas chore. I jestem postawiona pod ścianą. Cała sytuacja robi się niezręczna,bo wszyscy chcieli dobrze,a wyszło jak zwykle.Ja zaś mam na tyle odpowiedzialności,że nie myślę o rychłym pozbyciu się kotów,nawet chorych i dlatego zaapelowałam o partycypowanie w kosztach leczenia Romi85 lub od osoby,która zleciła wyłapanie kotów. Niestety trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. Także,jeśli się jest tylko łapaczem jak Romi85.

Zdaję sobie sprawę,że wyrobiłaś sobie już opinię,zanim poznałaś fakty alix76 i zapewne zachowasz nadal stronniczość.Cóż,przykre,ale pewnie jeszcze nie raz mnie to forum zaskoczy.
Czułam się jednak w obowiązku napisać powyższe głównie dla tych,którzy wspierają moje działania duchowo i finansowo. Bez tych paru życzliwych tu osób ,trudno byłoby mi pomagać i zmagać się z trudną codziennością DT. Zwłaszcza po takich bolesnych oskarżeniach ze strony Romi85,które tu padły. Trzeba mieć nie lada tupet,żeby rzucać takie oszczerstwa.
Mam tylko nadzieję,że podczytującym zechce się to wszystko przeczytać.Mnie zwykle się nie chce i nie mam czasu brnąć przez tony podobnych wyjaśnień na innych wątkach.Dziękuję zatem za cierpliwość,jeśli ktoś doczytał do końca :)
Ostatnio edytowano Śro lip 13, 2016 7:58 przez tabo10, łącznie edytowano 1 raz

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto lip 12, 2016 23:42 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Romi85 pisze"
Historia Rudego jest zawiła – okazało się, że ma białaczkę. (...) Nie mogłam pozwolić, aby kot białaczkowy został wypuszczony tam gdzie przebywał, gdzie nikt się nim nie zajmował, tyle, że dostawał czasem jakieś resztki ze stołu, nie wziąłby go do lekarza, jakby było z nim źle, jednym słowem nie chciałam, aby umierał śmiercią powolną i tragiczną w zapomnieniu gdzieś pod krzakiem. Podjęłam decyzję, aby zwrócić się do osoby, która już wcześniej zaproponowała mu DT (a jej oferta została odrzucona przez osoby decydujące o losie kotka), czy by go nie przyjęła. Osoba się zgodziła.
[quote="Romi85 pisze:

tabo10 pisze:
Może dodasz dlaczego oferta została odrzucona? i że wlepiłaś kolejnego chorego kota do stada kilkudziesięciu chorych!
Mimo,że osoba o której piszesz niedawno publicznie apelowała o nie zwracanie się więcej do niej z prośbą o pomoc,bo ma dość problemów i dała wyraźnie odczuć,że jest bardzo zmęczona kotami.
Tak oto wygląda Twoja pomoc i "ratowanie" kotów.



Wracając do stada – na drugiej łapance została złapana czarno – biała kotka, nie wyglądała na ciężarną. Urodziła 4 kocięta z przyczyn niezależnych od osób zaangażowanych w łapankę.
Zgłosiła się znajoma lekarza z lecznicy z informacją, że weźmie do siebie matkę z kociętami na czas odchowania. Kotki miały trafić do tej pani. Następnie w toku ustaleń odbywających się poza mną kotki na 3 miesiące trafiły z matką do moguncji, aby po tym czasie trafiły do tej pani. Kilka razy proponowałam zakup karmy.
Matka została wykastrowana i wypuściłam ją w miejsce bytowania.

Może dodasz zgodnie z prawdą,że "znajoma lekarza" to pani hodowczyni 30-stu psów,której rozkosznie chciałaś wlepić matkę karmiącą i maluchy- gratulacje :!:
Wypuszczenie kotki w tydzień po sterylizacji w miejsce bytowania- kolejne gratulacje :!: Zważywszy ,że jej kocięta są aktualnie mocno zainfekowane i wyłysiałe od grzybicy. A jak wiadomo odporność po sterylizacji i szczepieniu spada,więc należało jeszcze poobserwować kotkę. Zwłaszcza,że pochodzi z tego samego miejsca,co Rudy, o którym sama piszesz "nikt się nim nie zajmował, tyle, że dostawał czasem jakieś resztki ze stołu, nie wziąłby go do lekarza, jakby było z nim źle, jednym słowem nie chciałam, aby umierał śmiercią powolną i tragiczną w zapomnieniu gdzieś pod krzakiem" 8O :!: Miejmy zatem nadzieję,że kotka nie będzie umierać wyłysiała gdzieś pod krzakiem lub nie zostanie dobita przez życzliwych jako "parchata".Bo takie są zwykle wiejskie lub małomiasteczkowe trendy.

Romi85 pisze:Pani, która miała wziąć kociaki, wróciła właśnie z wakacji. Spodziewałam się, że od moguncji trafią do niej a nie innego DT. O tym, że tak się stało, dowiedziałam się z telefonu od moguncji, w którym padło żądanie ze strony aktualnego DT, aby koszty leczenia grzybicy u kociąt pokryła dziewczyna, która znalazła Rudego. Uznałam, że nie mam prawa wyjść z taką nawet prośbą do niej, gdyż pokryła już koszty związane z opieka nad Rudym w TDT, w tym leczenie, krew, usg i operacje oczu. Powiedziałam, że jestem w stanie ja chociaż częściowo pokryć te koszty, ale jednorazowo, gdyż mam inne zobowiązania (patrz: Rudy, inne DT, w końcu liczne łapanki).

Nie rozmawiałaś ze mną ,więc nie naginaj faktów.Nie wystąpiłam z żądaniem,a apelowałam o partycypowanie w kosztach leczenia. To całkowicie zrozumiałe i zasadne. Twoje zobowiąznia mnie nie interesują. Mam na utrzymaniu więcej kotów niż Ty i nie zmienia to faktu,że każde kolejne wymagają takiej samej opieki w leczeniu i żywieniu ,także generują koszty. Skoro się podjęłaś pomocy kociętom odławiając ich matkę,bądż odpowiedzialna za nie do końca,tj.do czasu adopcji.

Romi85 pisze:Jestem łapaczem i w tej dziedzinie głównie pomagam kotom. Zdarzają się sytuacje, że złapany na kastrację kot wymaga też innej opieki – mam zaprzyjaźnione DT, które wtedy idą z pomocą, nigdy nie zostawiłam żadnego kota bez pomocy..

Bardzo się cieszę,będziesz mogła poprosić zatem zaprzyjaźnione DT ,kiedy np. okaże się,że kocięta mają białaczkę,jak kocur z ich stada. Tego dziś nie wiemy,bo o przetestowanie ich matki też nie zadbałaś przed jej wypuszczeniem,kiedy wiadomo było,że kocięta mocno chorują. A to także należało zrobić.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Śro lip 13, 2016 5:52 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Jeśli naprawdę chcesz poznać fakty a nie mnie obsmarowywać na forum, to swoje pytania skieruj do osoby, która podejmowała wszystkie decyzje odnośnie kociąt.
I nie licytujmy się, bo to do niczego nie prowadzi. Niech każda robi swoje. zresztą już Ci to kiedyś na wątku paluchowym napisałam jak pouczałaś wolontariuszki.
Ostatnio edytowano Śro lip 13, 2016 7:49 przez Romi85, łącznie edytowano 2 razy
ObrazekObrazek

Romi85

Avatar użytkownika
 
Posty: 1808
Od: Wto lut 18, 2014 12:29
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 13, 2016 6:30 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Miały kotecki szczęście, że trafiły do Ciebie, tabo10- a nie na podwarszawską wieś, gdzie podobnie jak w reszcie kraju- 'parchatych' kotów nikt nie leczy,tylko skazuje na powolną śmierć lub co łaskawszy dobije, "żeby się nie męczył i nie zarażał".
Wiem co piszę, bo przygarnęłam raz 'parchatego kotka" do SWOJEGO domu i miałam kilkuletnią wojnę o niego z moją wykształcona i po studiach mamą- bo dziecko, bo my, bo pozarażam pozostałe koty i dopiero będzie :strach:
Na szczęście miałam gdzie kotecka izolować do wyleczenia, zresztą polubił "swój pokój" i nie lubiłsię oddalać. Był największym przytulakiem na świecie (bardziej niż Logiś) i zostało z nim imię nadane przez niezadowoloną babcię - Pchlarz, w zdrobnieniu Pchełka, choć pcheł akurat nie miał.

Tabo10 dziękuję za opiekę nad tymi kotkami :201494 :201494 :201494
Podejmuję się pokryć koszty ich leczenia. Nie dlatego, że nie mam co zrobić z pieniędzmi- tylko one są żywymi stworzeniami i zasługują na leczenie jak każdy, nie tylko domowe czy rasowe zwierzę. A jedna osoba/ DT nie jest w stanie pojedynczo wszystkiemu podołać.
Będę z Tobą w kontakcie.

Baltimoore

Avatar użytkownika
 
Posty: 5504
Od: Sob sty 03, 2015 18:44

Post » Śro lip 13, 2016 7:33 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Tabo - tylko tyle :201494

:ok: :ok: :ok: :wink:

waanka

Avatar użytkownika
 
Posty: 2432
Od: Czw paź 30, 2014 20:36
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 13, 2016 14:27 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Dziewczyny, sorki, ale grzybica nie jest ani chorobą ciężką, ani śmiertelną 8O
Przy grzybicy podaje się Biocan i smaruje miejsca zmienione maścią albo w wersji uogólnionej daje się dopyszcznie odpowiedni lek i osłonę na wątrobę i grzybica znika.
To jest upierdliwe, i tyle.
Od grzybicy do śmierci kota jest dosyć daleka droga.
I bez przesady, wszyscy wokół nie muszą się zarazić, mogą ale nie muszą.
A koty z grzybem często trafiają do DT, to żaden ewenement.

Hania66

 
Posty: 4591
Od: Pt mar 10, 2006 17:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro lip 13, 2016 19:59 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Hania66 pisze:Dziewczyny, sorki, ale grzybica nie jest ani chorobą ciężką, ani śmiertelną 8O
Przy grzybicy podaje się Biocan i smaruje miejsca zmienione maścią albo w wersji uogólnionej daje się dopyszcznie odpowiedni lek i osłonę na wątrobę i grzybica znika.
To jest upierdliwe, i tyle.
Od grzybicy do śmierci kota jest dosyć daleka droga.
I bez przesady, wszyscy wokół nie muszą się zarazić, mogą ale nie muszą.
A koty z grzybem często trafiają do DT, to żaden ewenement.


Nie napisałam, że grzybica skóry jest chorobą śmiertelną.
"Parchaty" kot przeganiany przez wszystkich umiera śmiercią z głodu, stresu i innych chorób.
Ja Pchełkę wyleczyłam, ale ze swojego domu (wiem z którego-na sąsiedniej ulicy) był przeganiany, jak przestał być ładny i do mnie trafił już w kiepskiej formie, szukając jakiegoś jedzenia. Bez pomocy raczej nie przeżyłby zimy.

Baltimoore

Avatar użytkownika
 
Posty: 5504
Od: Sob sty 03, 2015 18:44

Post » Czw lip 14, 2016 9:55 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Kociaki miały szczęście, że trafiły do prawdziwego DT, i chyba wszyscy zainteresowani ich losem powinni się z tego tylko cieszyć. I w miarę możliwości pomagać, a nie zniechęcać.
Jak maluchy znoszą leczenie? :)

Arcana

 
Posty: 5732
Od: Nie lip 17, 2005 13:59
Lokalizacja: Warszawa


Adopcje: 5 >>

Post » Czw lip 14, 2016 10:26 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Do Romi85 ostatnie słowo do ciebie powiem potem-narazie nie mam dla Ciebie czasu.

Hania66- nikt nie napisał tu,że grzybica jest śmiertelną chorobą.Nie wiem skąd wysnułaś taki wniosek :| .
Zdecydowanie prawdą jest,że "parchate" koty są traktowane dokładnie tak,jak pisze Baltimoore.

Krótka dygresja.Będąc dzieckiem bywałam wakacyjnie na wsi.Zabraniano mi się bawić nawet z psem,który miał pchły(a co dopiero,gdyby był łysy od grzybicy?!)."Zostaw tego pchlarza,nie dotykaj" słyszałam non stop i pamiętam to do dziś.A ja jako mała dziewczynka pokochałam do obłędu tego psiaka.Tuliłam,głaskałam,całowałam,karmiłam. Tylko chlebem i wodą.Bo MYŚLAŁAM,ŻE TAK TRZEBA,skoro NIGDY nie widziałam ,by dawano mu co innego do jedzenia :crying: Rzeczywiście miał ogromną ilość pcheł,które skakały po mnie.Nie bałam się tego i nie brzydziłam-myślałam ,że tak ma być.Tylko zakrywałam maleńką rączką te pchły jak mi powłaziły w ściągacz czerwonego sweterka.Pamiętam to do dziś. Zakrywałam te pchełki szczelnie rączką,by nikt ich nie zauważył,bo potwornie bałam się,że jak dorośli zobaczą,to ZAKAŻĄ mi bawić się z tym psem. A tego bym nie zniosła,pchły znosiłam spokojnie :) .Nikt z doroslych nie pomyślał,żeby psa odpchlić,zamiast stawiać dziecku kretyńskie zakazy.Ta tumańska hołota,w tym niestety moja Mama 8O nie zrobiła nic,by pomóc psu. Kiedy odjeżdżałam płakałam,by pozwolono mi zabrać tego psiaka do Wwy.Nie pozwolono. Wkrótce po naszym wyjeździe zabił go samochód... :crying: :crying: :crying: To wydarzenie jest dla mnie traumą do dziś.

Baltimoore,muszę napisać więcej o Twym MEGA WRAŻLIWYM SERCU-teraz ,na szybko wstawię tylko :1luvu:

Arcano maluchy nie maja poprawy.Wręcz przeciwnie-grzyba jest coraz więcej i juz są nimi zaatakowane 3. Do tego juz drugi raz któreś zwymiotowało po tabletce. Wciąż maja b.luźne kupy. Przestałam dodawać tran po podaniu tabl. (miało być trochę oliwy,bo lepiej wchłania się z tłuszczami),ale sytuacja jest niepokojąca.Do tego cała kuchnia w rozmazanej kupie :strach: Non stop sprzątam.
Z dobrych wieści.Chyba rozpuściłas kampanię burasków.Bo wczoraj i przed wczoraj było troszkę telefonów.W tym jeden baaardzo obiecujący.... :ok:

A oprócz tego latam po lecznicach.Prawie codziennie.Oddałam jedną kocią mamę,która straciła cały miot,a kilka ostatnich dni była u mnie po sterylizacji. Druga kocia mama (ta z guzami) po sterylizacji aborcyjnej znów wznowiła laktację :( Cycuchy wielki,z mlekiem.Wczoraj miała być zaszczepiona i oddana .Nic z tego.Siedzi u mnie i dostaje Galastop. Nie oddam właścicielom,bo znów zbagatelizują jak ostatnio.Kiedy to miala taki zastoj po straconym miocie,że podejrzewano u niej nowotwor.Miała wielkie,twarde guzy.Jeden aż pękł i się rozlał.Musiała potwornie cierpieć.A właściciele? Bywało,że nie widzieli jej po 4dni.I nic 8O :strach: Raz podali jej Zinnat-bez żadnej konsultacji z wetem.Ot,tak,bo mieli i widzieli,że z kotem gorzej.

Nie można niczego zaplanować,niczego być pewnym przy kotach.
Cały czas mam pod górkę.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Czw lip 14, 2016 11:23 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

Teraz zdjęcia jednego z oststnich dwupaków,który trafił do cudownego domku ,tak o nim piszącego :D :

"Dzień dobry Pani X,

w załączeniu przesyłamy kilka zdjęć naszych kociaków.
Już się u zaaklimatyzowały i z każdym dniem widać, że mają różne charaktery.
Fili (mniejszy burasek) to taki krejzol, biega, wariuje, ciekawi go balkon, ptaki, chrabąszcze, ale nie daje się za bardzo nosić na rękach, takiego zgrywa samodzielnego.
Kili (większy srerbny) to typowa przylepa. Najchętniej by tylko jadł, spał i przytulał się. Przychodzi do nas często i domaga się głaskania i przytulania. Apetyt ma za 3 koty ;)
Śpią z nami na łóżku i już zaczynają reagować na dźwięk domofonu i wychodzą na przywitanie jak się wraca z pracy.
Wczoraj byliśmy na szczepieniu i nawet obyło się bez większych awantur i obrażania się ;)
Pozdrawiamy X i Y
"

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

a to ten mega dzik,którego z początku obsługiwałam tylko przez podbierak i który gryzł i drapał sycząc mnie i strzykawke z lekiem,ależ progres 8O
Obrazek

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Czw lip 14, 2016 11:28 Re: Zdążyć przed kociętami...- leczymy...

I na osiatkowanym balkonie :smokin: :D
Zdjęcia tego przygotowanego dla maluchów balkonu pokazali mi Państwo już na pierwszym spotkaniu i wspomnieli w pierwszej rozmowie telefonicznej,zanim zdążyli poznać kocięta 8O :piwa: Aż wydawało mi się niemożliwe,gdy Pani zaczęła od słów :"bo my mamy już przygotowany balkon dla kociąt..." Pomyślałam sobie tere fere. I powiedziałam,że bardzo dobrze,ale i tak wyślę linki do osiatkowań :wink: Bo niedowierzałam swemu szczęsciu 8O A jednak.
Można znaleźć taki dom? Można!
Tylko mi jeszcze kilku takich potrzeba... :?

Obrazek

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 30 gości