Czytuję różne wątki, odzywam się, kiedy coś mnie zafrapuje
Moderator: Estraven
alix76 pisze:Ależ czekam cierpliwieNiestety, eskalacja konfliktu nie poczekała.
(...) . Natomiast nie podejmuję pochopnych interwencji w niejasnych sytuacjach
alix76 pisze:(...)poczekam na Twoją odpowiedź odnośnie osoby odpowiedzialnej za pojawienie się kociąt na świecie. Możesz tez dodać, czy Romi85 prosiła Cię o tymczasowanie kociąt i deklarowała wsparcie finansowe?
alix76 pisze:Jestem DT od kilku lat i mam w tych kwestiach nieco orientacji. Miewałam tymczasy w uzgodnieniu z różnymi podmiotami i na ogół zasady były jasne - kto ponosi koszty utrzymania, jak jest finansowane leczenie. Na ogół leczy się wtedy we wskazanym miejscu na koszt płatnika, dowolnym na koszt własny a resztę uzgadnia w miarę potrzeb, w tym leczenie specjalistyczne.
alix76 pisze:Skoro 100 zł to 1/100 wydatków to utrzymanie kociąt przez 2 miesiące wyniosło 10 tys złotych???
alix76 pisze: Romi85 jest łapaczką i nie oferuje gotowych rozwiązań każdemu kotu odłowionemu a jedynie pomoc przy odłowieniu.
Romi85 pisze"
Historia Rudego jest zawiła – okazało się, że ma białaczkę. (...) Nie mogłam pozwolić, aby kot białaczkowy został wypuszczony tam gdzie przebywał, gdzie nikt się nim nie zajmował, tyle, że dostawał czasem jakieś resztki ze stołu, nie wziąłby go do lekarza, jakby było z nim źle, jednym słowem nie chciałam, aby umierał śmiercią powolną i tragiczną w zapomnieniu gdzieś pod krzakiem. Podjęłam decyzję, aby zwrócić się do osoby, która już wcześniej zaproponowała mu DT (a jej oferta została odrzucona przez osoby decydujące o losie kotka), czy by go nie przyjęła. Osoba się zgodziła.
[quote="Romi85 pisze:
tabo10 pisze:
Może dodasz dlaczego oferta została odrzucona? i że wlepiłaś kolejnego chorego kota do stada kilkudziesięciu chorych!
Mimo,że osoba o której piszesz niedawno publicznie apelowała o nie zwracanie się więcej do niej z prośbą o pomoc,bo ma dość problemów i dała wyraźnie odczuć,że jest bardzo zmęczona kotami.
Tak oto wygląda Twoja pomoc i "ratowanie" kotów.
Wracając do stada – na drugiej łapance została złapana czarno – biała kotka, nie wyglądała na ciężarną. Urodziła 4 kocięta z przyczyn niezależnych od osób zaangażowanych w łapankę.
Zgłosiła się znajoma lekarza z lecznicy z informacją, że weźmie do siebie matkę z kociętami na czas odchowania. Kotki miały trafić do tej pani. Następnie w toku ustaleń odbywających się poza mną kotki na 3 miesiące trafiły z matką do moguncji, aby po tym czasie trafiły do tej pani. Kilka razy proponowałam zakup karmy.
Matka została wykastrowana i wypuściłam ją w miejsce bytowania.
Romi85 pisze:Pani, która miała wziąć kociaki, wróciła właśnie z wakacji. Spodziewałam się, że od moguncji trafią do niej a nie innego DT. O tym, że tak się stało, dowiedziałam się z telefonu od moguncji, w którym padło żądanie ze strony aktualnego DT, aby koszty leczenia grzybicy u kociąt pokryła dziewczyna, która znalazła Rudego. Uznałam, że nie mam prawa wyjść z taką nawet prośbą do niej, gdyż pokryła już koszty związane z opieka nad Rudym w TDT, w tym leczenie, krew, usg i operacje oczu. Powiedziałam, że jestem w stanie ja chociaż częściowo pokryć te koszty, ale jednorazowo, gdyż mam inne zobowiązania (patrz: Rudy, inne DT, w końcu liczne łapanki).
Romi85 pisze:Jestem łapaczem i w tej dziedzinie głównie pomagam kotom. Zdarzają się sytuacje, że złapany na kastrację kot wymaga też innej opieki – mam zaprzyjaźnione DT, które wtedy idą z pomocą, nigdy nie zostawiłam żadnego kota bez pomocy..
Hania66 pisze:Dziewczyny, sorki, ale grzybica nie jest ani chorobą ciężką, ani śmiertelną![]()
Przy grzybicy podaje się Biocan i smaruje miejsca zmienione maścią albo w wersji uogólnionej daje się dopyszcznie odpowiedni lek i osłonę na wątrobę i grzybica znika.
To jest upierdliwe, i tyle.
Od grzybicy do śmierci kota jest dosyć daleka droga.
I bez przesady, wszyscy wokół nie muszą się zarazić, mogą ale nie muszą.
A koty z grzybem często trafiają do DT, to żaden ewenement.

Rzeczywiście miał ogromną ilość pcheł,które skakały po mnie.Nie bałam się tego i nie brzydziłam-myślałam ,że tak ma być.Tylko zakrywałam maleńką rączką te pchły jak mi powłaziły w ściągacz czerwonego sweterka.Pamiętam to do dziś. Zakrywałam te pchełki szczelnie rączką,by nikt ich nie zauważył,bo potwornie bałam się,że jak dorośli zobaczą,to ZAKAŻĄ mi bawić się z tym psem. A tego bym nie zniosła,pchły znosiłam spokojnie
To wydarzenie jest dla mnie traumą do dziś.
Non stop sprzątam.
Raz podali jej Zinnat-bez żadnej konsultacji z wetem.Ot,tak,bo mieli i widzieli,że z kotem gorzej.




Aż wydawało mi się niemożliwe,gdy Pani zaczęła od słów :"bo my mamy już przygotowany balkon dla kociąt..." Pomyślałam sobie tere fere. I powiedziałam,że bardzo dobrze,ale i tak wyślę linki do osiatkowań 
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 30 gości