Dzięki Kasia

A co do kotów, to nic spektakularnego i chwytającego za serce. Dłuższy czas przez ostatni rok były 4, ale podczas tych koszmarnych juwenaliów przestała przychodzić, równocześnie z Bezą, kotka Blanka, którą cudem złapaliśmy na wycięcie w sierpniu zeszłego roku. Też bura, sympatyczna dzika koteczka. Przychodziła tam od ok. 2 lat, może trochę dłużej. Nie wiem, co się z nią stało, też strasznie mi z tym źle

Jest bury Ludzik, przekochany kocurek, ale też dziki i czasem niedobry, zaczepia dziewczyny. On "dopiął się" ok. półtora roku temu. Czasem jakiś kot krąży w okolicy, ale nie zachęcam i nie zapraszam. Mam potem wyrzuty sumienia, ale nie mogę sobie pozwolić na większe stado. Strasznie to trudne

Chciałabym odpocząć. To się wiąże z kasą, z czasem (wyprawa autobusem zajmuje mi do półtorej godziny od wyjścia z domu do powrotu, poza tym nie ma jak wyjechać na odpoczynek, nawet krótki, dobrze, że nie ma tej kasy, to nie żałujemy

), no i nerwami, spory stres przeżywam, jadąc tam, naprawdę. Czasem spotykam byłych kolegów. Dziwne to momenty, niektórzy zatrzymują się, żeby pogadać, inni w takich chwilach obserwują obłoki albo gwiazdy na niebie. Żałuję teraz, że zaczęłam pomagać tym kucharzom i kelnerom, którzy po likwidacji knajpy wypięli się, krótko mówiąc, na te koty, te 8 lat temu. Jakoś klapki na oczy gdzieś mi się wtedy zapodziały. Ale kto wiedział, że tak to się skończy.