Mój kochany kot Adaś odszedł w niewyobrażalnych mękach...
Adaś trafił do nas od mojej szwagierki,która wzięła maleństwo dla swojej córki ,niestety kotek z charakterem nie nadawał się na przytulankę więc musiał opuścić dom.
Żona przez tydzień prosiła mnie bym się zgodził na przygarnięcie tego kotka.Zapierałem się i mówiłem ,że nie zgodzę się na żadne zwierze.W dniu kiedy ten mały kotek miał trafić do schroniska -zgodziłem się.Nigdy wcześniej nie miałem kota zawsze w domu były psy i nagle to małe zwierzątko oczarowało mnie po mieszkaniu (a dokładniej po meblach i pod sufitem-by taki gzyms ozdobny)biegał ,skakał taki mały biały duszek:) .Przez 2 lata mieszkał z nami w kawalerce ,którą sprzedaliśmy by kupić nasze wymarzone duże mieszkanie z balkonem i tarasem na IV piętrze.Cieszyliśmy się ,że Adaś też będzie mógł w końcu (kawalerka 10 pietro bez balkonu)oddychać świeżym powietrzem.
Zanim przeprowadziliśmy sie do nowego mieszkania musieliśmy jeszcze przez pół roku mieszkać u rodziców mojej żony za nim deweloper ukończy budowę osiedla.Teściowie nie pozwalali by kot chodził po mieszkaniu i biedaczek często siedział zamknięty w pokoju (strasznie mnie to denerwowało:/).Ruszył remont pod koniec prac gdy zostały juz tylko kosmetycze prace Adaś jeździł z nami .Po przeprowadzce (sierpien 2013)i osiatkowaniu tarasu Adaś miał jak w raju do pełni szczęści wzięliśmy ze schroniska kolegę dla niego kota Stefana.(Stefanek jest po kocim katarze i nie ma jednego oka wiedzieliśmy ,że takie kotki mają dużo trudniej na adopcje -postanowiliśmy go zabrać m.in. dlatego też,że z dużej grupy kotów jako pierwszy wszedł do naszego kontenera i nie chciał wyjść
) Kotki od razu się zaakceptowały i już na drugi dzień były zapasy
a po tyg wspólna higiena (jeden drugiego lizał).Koty razem wylegiwały sie na tarasie i czasem wychodziły
na balkon ,który nie był osiatkowany. To uśpiło naszą czujność chociaż żona mówiła mi by balkon też osiatkować ja uważałem ,że jest to nie potrzebne.
22.05.2016 Śmierć zapukała do naszych drzwiOglądałem Bodo a koty były na balkonie i nagle usłyszałem drapanie pazurami o stalową rurkę (balkon jest tak zakończony) żona wybiegła na balkon i usłyszałem głos sąsiada "-kot państwu wypadł" .Wychodzę na balkon i jest Stefan czyli wypadł Adaś (Stefanek jest mniejszy i lżejszy mógłby mieć dużo mniejsze obrażenia)Balkon ma 6 metrów szerokości i na dole jest tylko 1 metrowe miejsce chodnika z kostki brukowej cała reszta to ogródek ze zraszaczami wysypany korą -bardzo miękko tam jest.
Niestety Adaś spadł na chodnik.Żona przyniosła do do domu strasznie płacząc "-ZOBACZ JAK ON WYGLĄDA..." SZOK! Nasz kotek był biało-czerwony.Z pyszczka strasznie lała się krew a lewa łapka miała otwarte złamanie .
Adasia włożyliśmy do kontenera i do weta.(na szczęście mamy nie daleko)W klinice o razu zabrali kotka ,badania i diagnoza która była straszna.
Złamana szczęka w dwóch miejscach ,pęknięte podniebienie,złamana podstawa nosa,(stąd taki straszny krwotok) najgorzej z lewą łapką podwójne otwarte złamanie kość, kość w drzazgach .Adaś został w szpitalu w nocy miał drutowaną szczękę natomiast łapkę proponowali amputować na co się kategorycznie nie zgodziliśmy.Nasz kotek u weta nic nie daje przy sobie zrobić we wtorek pani zasugerowała byśmy zabrali kotka do domu bo i tak przy nim nic nie można zrobić.Zabraliśmy nie dostając od nich żadnych leków przeciw bólowych.Strasznie cierpiało to nasze zwierzątko jeczał jak człowiek by zasnąć z bólu.Stefan też to strasznie przeżywał wymiotował i siedział schowany na tarasie.W czwartek znaleźlismy dobrego chirurga i w sobotę operacja drutowania i poskładania łapki na gwoździach.W sobotę wieczorem po operacji łapki Adaś strasznie cierpiał jęczał strasznie głośno rzucał sie ,nie pomagały żadne leki przeciwbólowe musieliśmy jechać do całodobowej kliniki tej samej ,która robiła szczęke.Tam po 1,5godz czekaniu kot dostał lek przeciwbólowy i... SEDALIN (paralizator po którym zwierze ma świadomość i czuje ból tylko nie moze się ruszyć)Rano w niedziele Adaś leżał i jego oddech wyglądał jak by biegł w maratonie jedno wielkie bijące serce .Do kontenera i znowu do weta tym razem sprawdzonego po znajomości.Jak weterynarz dowiedziała się ,że dostał SEDALIN strasznie się zdenerwowała powiedziała nam co to za świństwo.Podała mu kilka zastrzyków i kot od razu miał spokojny oddech.
Codzienne wizyty u weta i zmiany opatrunków ,podawanie wszystkich leków do wenflona,podawanie kroplówki ,karmienie ze strzykawki opieka 24 godz, (żona stanęła na wysokości zadania-podziwiałem jej upór)Adaś zaczął chodzić ,sam załatwiał się w kuwecie (jaka był nasza radość) wyszedł na taras .Po wizycie u chirurga lekarz stwierdził "łapka pięknie się goi i jest uratowana ogłaszam ,że kryzys mamy zażegnany".
W piątek 10.06.2016 miał ściągnięte druty ,w sobotę strasznie napuchł mu pyszczek ,ale wieczorem wszystko zeszło więc nie jechaliśmy do weta.
12.06.2016. Śmierć zabrała AdasiaW niedziele Adaś nasikał na podłogę nie doszedł do kuwety miał duże problemy z chodzeniem,chował się i górną częścią głowy dociskał do ściany(znak ,że coś go bardzo boli)przeniosłem go na kocyk i zauważyłem ,że podbrzusze jest strasznie napuchnięte.(Nie przyjmował leków i kroplówki do wenflonu tylko pod skórę więc mogły sie robić takie wybrzuszenia-tak mówił wet) .Nagle dostał nerwowych ruchów i strasznie zawył ,ten jęk był z brzucha taki głęboki.Jeden ,drugi przerażający jęk (zdążyliśmy w jakiś sposób przywyknąć do jego pojękiwań te były nowe zupełnie inne)do kontenera i do weta.Tam kroplówki leki przeciw... ,ale nic nie pomaga.Jęki są przerażające nie mogę patrzeć jak Adaś cierpi i powiedziałem to"musimy go uśpić" żona nie chce się zgodzić weterynarz mówi ,że nie będzie protestował jak będziemy chcieli go uśpić.
Kroplówka kapie Adaś dostaje następnego ataku wrzeszczy strasznie, zaczyna się dusić,charczy żona woła weta by ten go uśpił(agonia) ten gdzieś poszedł ,w końcu wrócił poleciał po zastrzyk -Adaś pada z pyszczka piana dostaje zastrzyk ,ale się już nie rusza.
Zlecamy sekcje zwłok okazało się ,że nastąpiła perforacja dwunastnicy(wrzody i pęknięcie jelita i wylanie się wszystkiego na zewnątrz-straszny ból) winny lek Metacam .Dostawał osłonówki ,ale dopiero pod koniec leczenia.
Adaś był od samego początku w naszym mieszkaniu jest strasznie smutno bez niego nie możemy uwierzyć ,że już go nie ma.
Pusty jest ten dom