Ewa L. pisze:A wiesz jaka była nasza historia ?
W 2010 roku w październiku zachorował mój Mikuś i odszedł po czterech dniach choroby. Dzień po przybłąkał się do zakładu mojej koleżanki kotek. Ponieważ ona ma psa umówiłyśmy się ,że będziemy się nim zajmować na zmianę. Pracowałam po południu więc wieczorem zabierałam kota do siebie i był u mnie do południa a koleżanka zajmowała sie nim po południu i przynosiła mi go wieczorem. To był mój pierwszy kot na tymczasie. Udało mi się znaleźć mu dom u znajomej ekspedientki w sklepiku do którego chodziłam po fajki. W następnym tygodniu zwolnili mnie z pracy więc poszłam na zwolnienie i ciągnęłam je aż do listopada do czasu pójścia na operację nogi. ( to że oficjalnie przyznałam się że czeka mnie dłuższe zwolnienie lekarskie było przyczyną zwolnienia mnie z pracy - w tym przypadku uczciwość nie popłaciła ) Operacje miałam 17 listopada i później do stycznia byłam na zwolnieniu.
Moja koleżanka zaczęła nieśmiało namawiać mnie na kota . Powiedziałam ,że to przemyślę i na tym się skończyło. W styczniu oglądałyśmy nawet koty w schronisku ale szykował mi się wyjazd do Szczecina do rodziny więc obiecałam,że przemyślę sprawę kota i zdecyduję jak wrócę.
Na początku marca już byłam pewna ,że adoptuję kota. Szukałam wyjątkowego czyli czarnego z zielonymi oczami . Na stronie schroniska pod jednym ze zdjęć był nr tel do DT więc zadzwoniłam. Odebrała pani. Przedstawiłam się i powiedziałam w jakiej sprawie dzwonię. Powiedziałam ,że szukam kota kontaktowego, miziastego ale nie mam doświadczenia w opiece nad kotami bo do tej pory miałam tylko psy. Pani zaproponowała mi kotkę Balbinkę którą właśnie na następny dzień miała odebrać ze sterylki. Powiedziała,że jeszcze nie wie jaki ma charakter ale przez kilka dni poobserwuje ją i jak się zdecyduję to pod koniec tygodnia będzie do adopcji. Przeraził mnie kot po operacji i byłam już zdecydowana zrezygnować ale pani przypomniała sobie ,że jej koleżanka Jola ma taką Zuzię która już rok u niej siedzi ale byłaby kotem jakiego szukam. Pani dała mi nr telefonu do Joli. Zadzwoniłam ale Nikt nie odbierał. Uznałam ,że to znak ,że to jeszcze nie pora na adopcję kota i dałam sobie spokój.
Po godz. Jola zadzwoniła. Znów powiedziałam o co mi chodzi i że podobno ma kotkę Zuzię do adopcji i poleciła mi ją taka a taka pani. Jola zadawała mi mnóstwo pytań typu gdzie mieszkam, na którym pietrze, czy mam osiatkowany balkon, a jeśli nie czy go osiatkuję i takie tam. Gdy przeszłam przez morze pytań i uznała ,że się nadaję podała mi nr Zuzi ze schroniska i powiedziała ,że tam moge zobaczyć Zuzię. Powiedziała,że jak się zdecyduję to żebym zadzwoniła.
Weszłam na stronę schroniska i jak ją zobaczyłam to zakochałam się bez pamięci. A opis który zrobiła Jola był tak wzruszający i tak w 100% oddawał jej cechy charakteru że nie miałam wyjścia i zaraz następnego dnia zadzwoniłam do Joli że ja się zdecydowałam i ja ją chcę.
* marca byłam na zakupach kupić transporterek, kuwetkę, miseczki, drapaczek , zabawki i w piątek 11 marca pojechałam z koleżanką po Zuzię.
A ja to w sumie słyszałam od Ciebie osobiście przez słuchawkę telefonu pewnego wieczoru

agusialublin pisze:Wicie co Dziewczyny wzruszyłam się Waszymi wspomnieniami o kotusiach, tak pięknie o nich opowiadacie![]()
Witaj Agusiu
