Ja przez Ryszardę osiwieję

no taki mi numer wywinęła że myślałam że zejdę
Pojechaliśmy z Rysią i Pysonkiem na działkę we środę. A sobie dzieci pobiegają.
Pysion standardowo trzymał się obok a jak odszedł dalej to miałczał Rychu natomiast poszła w teren jak to ona.
No i jak przyszło do powrotu to Rysi nie ma

no to ja jak zwykle zaczęłam jej szukać. Szukałam ponad godzinę tak do 18 tej. Później musieliśmy skoczyć do domu i jak ponownie wróciliśmy do szukałam jej a do północy. A sobie pobiegałam po polach z latarką w ciemnościach
Tym razem ganiałam bogu ducha biednego zająca bo myślałam że to Rycha
No i tak po północy po kolana upierniczona w ziemi stwierdziłam że raczej w nocy szans nie mam żeby ją znaleźć.
I nad ranem znowu na działeczkę pojechaliśmy i o piątej rano znowu pląsałam jak jakaś nimfa po polach w poszukiwaniu Rychy. A bociana tym razem goniłam
i tak po 9tej dałam za wygraną po to aby po 17tej znowu na działkę przyjechać i szukać dalej. I znowu rundka po polach
a tak ze dwie godzinki mi zeszło darcie się w niebogłosy
Po czym wróciłam na działkę i padłam. A zgadnijcie gdzie ta pinda była? a sobie siedziała w takim składziku obok

szwagierka ją wypatrzyła
a latałam po polach, darłam się jak wariatka, na działce też szukałam a ta menda nic się nie odzywała
No i tym sposobem to był ostatni raz Rychy na działce, ja więcej takich numerów nie przeżyję
