» Sob cze 18, 2016 14:33
Re: Dom kotów specjalnej troski. Kubisia['] Bisia, walka trw
Ja mam tylko kilka pytań - skoro Anna61 uważała że umowa została złamana (który jej punkt? Póki kotka nie zaginęła jak rozumiem okno nie przeszkadzało? czy więc teraz było tylko pretekstem? ile okien w mieszkaniu jest osiatkowanych? żadne? czy jedno nie było?) i że prawo stoi po jej stronie - dlaczego zwyczajnie nie złożyła wniosku w sądzie?
Tylko ryzykowała że p. Zuzanna otrząśnie się i oskarży teraz ją o właśnie - nękanie, zastraszanie, zabranie kota pod pachą, wymuszenie podpisania zrzeczenia - i to przy świadku. Nie mówię o potajemnym nagrywaniu spotkania.
Może odzyskać nie tylko kotkę - ale i narobić wielkich problemów.
Ja bym chętnie przeczytała zapisy i punkty umowy.
Oraz zobaczyła skan zrzeczenia się kotki.
Co tam DOKŁADNIE pisze.
I nie chodzi mi tylko o tą konkretną sytuacje - która jest kuriozalna moim zdaniem.
Ale o sam fakt jak jej przebieg może wpłynąć na postrzeganie potencjalnych chętnych na adopcję kota - na podpisywanie jakichkolwiek umów, brania kotów z domów tymczasowych z jakimikolwiek wymaganiami etc.
I nie - nie uważam że umowy są złe.
Są bardzo dobre, konieczne, w założeniach mądre i służące dobru kota.
Pod warunkiem że nie są krzywdzące dla żadnej ze stron.
Nie mogą być też bronią w ręku DT - na każde jego widzimisię.
A w razie złamania jakiegoś punktu umowy - gdy obie strony nie mogą się dogadać na spokojnie (tak jako to powinno się stać) - powinna nastąpić droga prawna.
To jest przecież UMOWA w cywilizowanym kraju.
Nie nachodzenie, zastraszanie, zabieranie kota pod pachą jest drogą do jej egzekwowania gdy strony dogadać sie nie mogą (o ile sytuacja nie jest dramatyczna - bo bywa różnie, ale wtedy też są inne sposoby a ostateczność należy zostawić na ostateczność - licząc się z konsekwencjami).
Nie wiem ile jest prawdy po każdej ze stron - wiem ku komu mi się rozum i intuicja skłania.
Ale ta cała historia jest jak jakaś farsa.
Która bardzo budzi niepokój - bo przecież takie historie mogą się powtarzać.
I co, adoptuję kota a po kilku latach wparuje do mnie były właściciel i zacznie się domagać zwrotu bo mam kwiatki w oknach a u niego w umowie zadeklarowałam że nie mam żadnych roślin?
Albo chodzę do takiego weta a on uważa że to nie jest właściwa opieka bo powinnam chodzić do uznanej sławy, profesora Iksińskiego?
Albo - w jednym pokoju nie mam siatek w oknie (tyko w lufciku), a miały być wszędzie?
Albo karmię tym a on uważa że to niedobre jedzenie bo powinnam czymś innym?
I dlatego ŻĄDA oddania kota?
I zacznie mnie zastraszać, opisywać na forum jakimś tam gdzie mnie nie ma jaka to zła jestem jędza, wpadać do mnie, nagrywać rozmowy po tajniacku w nadziei wykorzystania, smęcić za plecami?
Ja to bym co prawda sama raz dwa taką osobe po próbach grzecznego usadzenia oskarżyła za nękanie.
Ale co nerwów by napsuła to jej.
Stefanka na zdjęciach sprawia wrażenie wypasionej, wyluzowanej kotki.
Naprawdę tak źle jej było że trzeba było ją odbierać w takiej atmosferze, takimi sposobami?
I naprawdę, bardzo chętnie zobaczyłabym skany ważnych dokumentów w tej historii. Oczywiście mogą być wymazane dane.
Bo obraz który mnie się rysuje - jest niefajny. I wolałabym żeby był inny.