Wypuściłam z klatek część kociąt. Te, które spełniają łącznie 2 warunki: w miarę już oswojone i z ujemnymi testami

Zaczął się więc problem z wchodzeniem do tego pokoju

pod drzwiami czyha banda czarnych

A w mieszkaniu zrobiło mi się znów mocniej szpitalnie. Garra na całym zestawie, Elegancik z jakimś glutem. No i wzięłam do łazienki Żyrandola, bo dawno już nie widziałam kota który by tak źle znosił kołnierz. W klatce przy każdym ruchu wywalał wszystkie miski. Zresztą jak łazi luzem - też widać że czuje się z tym kołnierzem fatalnie, ale może nie uda mu się wywalić fontanny i będzie miał coś do picia... Niestety przy próbie podania antybiotyku zaczął dziś kłapać ryjkiem, a że kołnierz bardzo utrudnia mi porządne złapanie go - musieliśmy przejść na kłucie.
No i coraz gorzej ma się kocur z Powązek, staruszek. Ale ten przynajmniej znosi wszelkie zabiegi ze stoickim spokojem, w zasadzie można go zostawić pod kroplówką podskórną i sobie pójść

Za to Garra znów mnie udziabała przy odłączaniu wężyka. A przy zastrzykach obsobaczyła mnie chyba do 15-ego pokolenia
