Ehh no co zrobie... kiedys ta seria sie musi skonczyc... prawda?
Bylismy na chwile u tesciow... wracamy, jedziemy predkoscia zawrotna bo ciemno i teren domkowy wiec nigdy nie wiadomo kiedy co ci wyskoczy ...
Leci... "Czorny" jak smola... przez droge.... my na spokojnie bo .... wiadomo .... ale noga z gazu na hamulcu w razie czego... a ten... pedzil jak strzala... po czym w polowie drogi staje jak wryty - wrecz se siada... by po sekundzie leciec dalej...
Moj M. mowi patrz a potem sie dziwic ze leza... jak glupie glupki zamiast spierdzielac sobie siadaja....
Ja jestem wyczulona... chora... jak jezdzimy do pracy "przez wiochy" jak to mowimy (nie ublizajac nikomu oczywiscie)... tam .. niestety czesto sie widzi na poboczu ...

Kiedys widzielismy ze zyl... zawrocilismy natychmiast... ale gdy M. podszedl by go zabrac.... wyzional ducha... tylko go sciagnal z drogi... zeby go nie zmasakrowalo....

Mial obrozke... pewnie "wlasciciel" mu zalozyl...
Pamietam... wylismy oboje cala droge do domu... zaraz nasze wysciskalismy... obiecalismy sobie ze nigdy nie beda wychodzic...
Jeszcze wtedy... bylilsmy beztroskimi wlascicielami dwoch kotow... i tak...
Ehhh mam podly nastroj...a zblizajacy sie 16... nie pomaga....