Jak widzicie - kocięco nam. A jeszcze niedawno mówiłam sobie "o jak w tym roku spokojnie z maluchami". No to mam spokojnie.
Trochę myśli.
Ostatnie dwa, Turnia i Teren, mają tak z 6-7 tygodni. Widziałam Terenika około 3-4 tygodnie temu, jako zupełnie małego dzieciaka. Zupełnie zdrowego. Ja oczywiście wszystko rozumiem - spada odporność matczyna i w krytycznym okresie około 5-6 tygodnia wirusy/bakterie atakują. Ale jednak za każdym razem mnie to jakoś porusza.
Bo jednym z naszych ciągłych dylematów są właśnie kociaki. Co robić gdy ktoś prosi o ratunek dla chorych - jest jasne. Jeśli tylko mamy moce przerobowe - wstawić kolejną klatkę, wciągnąć brzuch by zmieścić się w coraz węższym przejściu między klatkami. I ratować. Bo bez tego dzieciaki nie mają szans. Proste. To samo dotyczy kociąt zgarniętych ze środka ulicy, wyciągniętych z różnych niebezpiecznych dziur czy wywalonych przez jakiegoś "miłego człowieka".
Ale co jeśli wiemy że gdzieś np. w piwnicy są ZDROWE kociaki? Brać? Zostawiać?
Oczywiście wiem, że optymalnie byłoby dawać każdy miot do oddzielnego DT. Ale i oczywiście każdy kto zna realia wie, że DT jest zawsze za mało. W naszym przypadku - DUŻO za mało. Odkąd przekształciliśmy się w Fundację - coraz więcej osób nas zna i coraz więcej liczy na naszą pomoc... Liczba DT też nam wzrasta, ale jednak wolniej

Podstawą w tym momencie jest prowadzona przeze mnie kociarnia. Z licznymi wolontariuszami

, dzięki którym cała ta robota ma sens i szansę bytu.
Jeśli więc takie zdrowe maluchy biorę - trafiają na początku do klatek (bo bez testów nie wypuszczę żadnego zwierzaka do stada), są leczone, socjalizowane. Potem szukamy im domów. DOBRYCH, BEZPIECZNYCH domów. Co oznacza, że dzieciaki spędzają u nas sporo czasu. Bo te DOBRE domy to się wcale tak gęsto nie zgłaszają. Z kociaków robią się niekiedy podrostki. Z podrostków - dorosłe. Część z nich - umrze mimo naszych wysiłków. Bo spore stado - to zawsze ryzyko. Minimalizujemy je jak się da, ale do zera nie spadnie.
Więc może jednak zostawiać na miejscu, o ile mają w miarę bezpieczne miejsce i troskliwego karmiciela? Właśnie dokładnie tak wygląda piwnica z której pochodzą Turnia i Teren...

Kotów jest tam sporo, są akceptowane, mają dwie regularnie dbające o nie karmicielki. I żarcia do wypęku. Porządnego żarcia. A efekt - widzicie parę postów wyżej

Jak nie spojrzeć - d..pa z tyłu.