Jestem. Nie zaginęłam w Hiszpanii, nie zjadły mnie rysie ani sępy. Aczkolwiek stwierdziłam, że jakby mi ktoś przywiózł koty, to mogłabym nie wracać
Co prawda pogoda była mało hiszpańska, bo dużo padało (i dlatego foty wyszły tak sobie), ale i tak mi się podobało. Pojadłam "mniamuśności", złapałam trochę słoneczka i odpoczęłam od pracy.
Pannice się stęskniły, Ofelia przywitała mnie wylewnie, a Mała Czarna dąsała się przez kilka godzin, po czym uznała że wystarczy dąsania i zasiedliła moje kolanka na dłużej.
Później napiszę więcej, bo na razie doprowadzam siebie i chałupkę do stanu używalności. Jutro wstawię parę fotek i przelecę po waszych wątkach.
Hasta luego!
