Hej!
Jakie były Wasze doświadczenia na początku dokacania? Od piątku jest z nami kociak, starsza kota bardzo na niego syczała i pogoniła jak miała okazję go zobaczyć. Na początku siedziała w drugim końcu mieszkania i chodziła na podkurczonych łapach nawet jak mały był zamknięty w pokoju. Doradzono nam odizolowanie kociaka i tak zrobiliśmy. Głaszczemy je na przemian (zdarzyło się syknąc na moją rękę ale daje się głaskać), żeby się wymieniały zapachem i karmimy przez drzwi - tu widać progres bo kotka już przy tych drzwiach normalnie je, odkąd stosujemy tę metodę, zaczęła podchodzić i obserować je z bliska i nawet względnie bez syczenia (no czasem się jeszcze zdarzy). Podobno widywać się powinny dopiero, jak syczenia nie będzie, ale na to się póki co nie zanosi. Dać jej więcej czasu? To nie jest tak, że już mi się znudziło, czy coś, po prostu panikuję
I jeszcze jedno pytanie, maluch ma w pokoju wszystko - zabawki, miski, wodę , kuwetę, więcej zabawek, ubranie, które nami pachnie. Spędzamy z nimi czas pół na pół, bawimy się po równo, zaglądamy do młodego ale śpimy w pokoju z rezydentami (kot i pies),a maluch śpi sam. Głównie dlatego, że boję się, że jak się zamknę na całą noc z maluchem w pokoju, kotka będzie bardziej zazdrosna, a to raczej w przyjaźni nie pomoże. Maluch przesypia noce bez problemu, nie miauczy, dopiero rano, kiedy usłyszy, że ktoś wstał. Pierwszej nocy faktycznie zaczął miauczeć o 4, wtedy się do niego przeniosłam, ale teraz już przesypia. Doradźcie coś proszę. Puszczenie ich "na żywioł" to raczej kiepski pomysł bo starsza ma charakterek i boję się, że to może obydwa koty nastawić do siebie wrogo na stałe. Dajcie proszę znać, co myślicie. Czy ja panikuję, czy to normalne, czy robić coś więcej albo inaczej?
