Wieczór. Czekam na swój serial. Robi się coraz dziwniejszy i chyba , a nawet na pewno, przestaje mi się podobać.

Usnę, jak da radę wcześniej. Jedna reklama i sen złoty jest mój.
Janusz poleciał do pracy. Samochodem ,jakby kto pytał.To nie sokół czy jastrząb. Tylko
menskiautowy gatunek. Koty w domu i na dworze nakarmione. Spacer odpuszczony został przeze mnie. Białogłowa słaba ze mnie się zrobiła. Słaba lepiej wygląda

jak leniwa. Gar zupy pomidorowej już stoi. Najszybciej i najłatwiej mi było upitrasić. Zabezpieczyłam resztki kurczakowego grzbietu. Przed Maciejką oczywiście.
Na obiad była panierowana pierś kuraka
ze ziemniakami i
ze surówką.Moja pomysła była. Rano ,grzebiąc nerwowo w lodówce , udało się jedną cycolinę wymacać . Z przepaści przepastnych ją wydzierżnęłam. W tym mrozowym grzebańsku coś jeszcze wymacałam.Huuuuraaaa

Korpus kuraka się odnalazł także

. A był dłuuugo w akcji zaginiony. Łehłeh jest mój ci on. Wylądował w garze szybciusio. Bym go potem po mieszkaniu nie szukała.
TZ dostał za to cyca samotnego . Sam w domu będzie to choć jeden cycol mu życie umili. Rozgrzeje na patelni, przewłóczy porzez jajka i bułkę tartą, pobije ku miętkości by paskuda skruszała ... a wszystki to rączkami swymi żywymi rozmrożone piersiochy będzie obłapiał

TZ podjął się więc obiadu szykowania. Przykicałam na czas odlania ziemniaczków, dosmażania piersiówki i miąchania miski śmietnikówki zwanej surówką.
Obijad wjechał na stół Koty siedzą w kręgu ale mocno nie zaciekawione są.

Jeno ogonki drgają nerwowo, oczka łyskają bardziej nerwowo, dramatu w formie zmasowanego ataku na talerze nie ma. Choroba? Nawróciły się na kulturę? Rzuca TZ skrawki futrom ospałym . Nic. Pokazało tylko ,że ich ospałość jest nadal dziwna. TZ je, łypie na koty, testuje kolenjnym pacniętym kawałkiem...ale szału nie ma.

Nawet
MaciejkaSzybka zwolniła swoje obroty. Jest z jedną głową.

W chwilach strasznie strasznych jest to 100-głowy smok co hapnie wszystko w obrębie pokoju, ulicy, świata

Światło w niej też zgasło. Maciejka zaprzestała się poruszać z jego prędkością.
Jemy, gapimy się na koty takie leniwe i ślepe. Bo nie widzą kawałków dla nich rzuconych. Martwić się czy co? Gadam by nie dawać cholerom niewdzięcznym przysmaków.Czy może do weta iść. TZ gapi się zamyślony na dzierżony w dłoni sztuciec, wpycha widelczykiem pyrki z mięsiwem do ust swych ,zagryza smieciówką i wreszcie rzecze
że taka cyca rozmrożona nie smakuje mu; skoro nie smakuje jemu to kotom na pewno też. Ot, całe wyjaśnienie braku szarży na talerze.
Przemknęła mi z ulgą myśl ,że mam dwie.Osobiste. Deczko małe i życiem umęczone ale nigdy
nie zaliczyły podsypiania w lodówce. Jest dla nich nadzieja 