Dobrze, tylko przeziebiona jestem, tak ze w paszczy w ogole mam jesien sredniowiecza. Jestem nie w humorze w zwiazku z tym. Ale dziaslo goi sie ksiazkowo, jak to na mnie, i nic nie boli. Dziura wielka po szostce, to duzy zab.
Ex dzwonil wczoraj (do tej pory sie nie odzywal), juz pozalatwiali z wlascicielem sprawe faktur. W starym mieszkaniu nie zostalo nic mojego, w ostatni dzien wzielam sobie wolne i "przeszukalam" je gruntownie. Zreszta mam klucze (jak zaplacilam ja za wynajem za marzec, to uzurpuje sobie prawo do ich zatrzymania do konca marca), wiec jakby co, moglam podjechac. Bede musiala je oddac niebawem w jakis sposob.
Cos gadal, zeby sie spotkac po swietach, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. On bedzie chcial, zebym do niego wrocila, bedzie gadal o terapiach, a tu naprawde juz nic nie pomoze, bo nie podjelam decyzji z dnia na dzien, tylko po paru miesiacach bezustannego o tym myslenia. Wiec to tylko strata czasu.
Jak tak pomyslec, to od dobrych czterech miesiecy nie mialam z nim kontaktu

trzy minuty rozmowy dziennie miedzy jednym programem Terlikowskiego a drugim to nie jest kontakt

Ani on nie wie, co sie w moim zyciu wtedy dzialo, ani ja - co w jego. Praktycznie jakbysmy osobno mieszkali juz od dluzszego czasu. Dlatego jakos szczegolnie tego rozstania nie odczulam juz w momencie samej przeprowadzki.