
A 16-letnia kotka tesciowej wlasnie dokonala zywota - dwa lata po swojej 15-letniej mamie, ktora przygarnieta z dworu (gdy miala niecaly roczek) okazala sie kotna i obdarowala ich 6 potomstwa. (Obie zreszta mialy to samo - raka listwy mlecznej). Choc chora i to w stadium terminalnym jeszcze dzien przed uspieniem potrafila mruczec gdy byla glaskana. No ale to i tak byla kwestia dni niz tygodni, wiec dano jej odejsc. Byla o tyle dziwna, ze choc mama to byl typowy buras, to jako jedyna z miotu miala wyraznie takie syjamskie ubarwienie, niebieskie oczka itd. Bardzo fajna, przylepna kocia, ktora nigdy nie sprawiala zadnych problemow i przez te wszystkie lata praktycznie nigdy na nic nie chorowala itd. Niusia [*]
A teraz na dzialce leza obok siebie, w towarzystwie papuzki i biednego kociego oseska, Kropka, ktorego nie udalo mi sie uratowac we wrzesniu. Mamy tam taki maly zwierzecy cmentarzyk.

Ale zeby nie bylo tak smutno - dzisiaj mielismy na obiad krewetki, a Mopik kocha je nad zycie. Jak tylko zobaczyl/uslyszal/poczul (?) co wyciagam z zamrazarki, to wartowal w kuchni 2 godziny, czekajac az sie rozmroza, rozanielony i rozmruczany. A swoje dwie (nie moze ich za duzo jesc) pochlonal piorunem, po czym niepocieszony siedzial jeszcze godzine, liczac ze cos moze uda sie wysepic. Fotka jest zreszta zrobiona gdy sie zniechecil i poszedl na kanape miec baczenie co to ludzie jedza, a moze cos sie uda z talerza wyrwac. (Ale ze krewetki z czosnkiem i chili, to nic nie dostal).