Nie wyobrażam sobie "działalności" po kryjomu. Choć wiele spraw TZ odkrywa w dniu ich nastania. Nie to ,że nie gadam o łapance czy jakimś kocie co mnie gnębi. Ale ja nie cisnę on nie drąży. Potem dzwonię by pomógł. przyszedł, zawiózł... Zresztą wiecie jak jest. Nie raz opisywałąm swoje popisy . Kto zna Janusza ten wie ,że on dużo gada ale pojedzie, załatwi, zrobi. Tymczasując tym trudniej by było o ukrycie futerek.
Niestety, Beza tkwi nie przejednana. Trzyma sie na dystans. Je, kuwetkuje i pije bez problemów. Jednak , ona co kocha się przytulać, nie może przełamać się co do ludzia. A na kociego towarzysza fuczy i ucieka. Ona co kocha tulić się do futerek i bawić. Szlag by to trafił,że taki stres kot przeżywa. Pan Duży jest spokojny .Ale mnie jest źle i przykro. Z powodu ich obojga. Na pewno ,tak mi się wydaje, że nie zastosowano izolacji na początku. Kot latał po wielkim mieszkaniu i strachał się. Zaczęło być lepiej jak wróciła do pokoju. Tłumaczymy ludziom, gadamy, prosimy...
Upraszam więc o ciepłe myśli i wielkie kciuki. Może Mała Gadzina poczuje pozytywną energię i odmieni swoje spojrzenie na świat. Niech zacznie się tulić, mruczeć a przede wszystkim bawić z kolegą. To doda jej pewności i poczucia bezpieczeństwa. Oddawanie kotó to mega trudna sprawa. Psychiczna się robię . Taka super psychiczna. Najlepiej by mi było polecieć, utulić (Bezę a nie Pana) ,zabrać i już nie oddawać.
W domu choroby ludzkie panują. Dankę telepie. Mnie przeziębienie rozbroiło całkiem. Kaszelek zaś o kręgosłupie przypomniał ostro. Janusza też dorwało.

Leci mu z nosa, ma gorączkę ( więc umiera

) i do tego mało twarzowo lewe lico mu spuchło. Ząbeczek się odezwał. W tym towarzystwie wiadomo kto jest chorszy.

Chłop jak czaniemoże to koniec świata nastanie już i teraz. Miałam zostać dziś w domu ale wolę w pracy siedzieć. Zdrowiej mi na duszy.
Święta blisko a ja nic a nic z atmosfery świątecznej nie czuję. Smutne.