Napić się człowiek nie może w piątkowy wieczór….
W sobotni zresztą też nie…
W piątek w ciągu dnia miałam umówioną sterylkę i kastrację parki białasków z Teofilowa, wiecorem adopcję Milenki - rozmawiałyśmy z panią w poniedziałek, ale wiadomo, różnie to bywa. A tu pani w ciągu dania potwierdziła, więc starałam się szybo do domu.
Starać się mogę, dzwonią z lecznicy, że pan przywiózł z Łodzianki dwie dzikunki na sterylkę - podobno ze mną rozmawiał. No owszem, wczoraj, jak wracałam z adopcji Doliniarza, miał uzgodnić termin w lecznicy, miałam przyjechać z łapką, połapać… A on się z żoną zaparli, zagonili dwie dzikuski do komórki, złapali i przywieźli… Nieplanowny kurs do lecznicy…
Doliniarz w domu nie ucieka, jak u mnie, wyleguje się na łóżku, no i dwie panienki po zabiegu:
Dwie panny z Łodzianki i parka z Teofilowa:

*

*

Dojechalam do domu, czekam - dzwoni pan od Kafla, ze ma tego białego spod sklepu. Przemiły, brudny, jajeczny. A pani po Milenkę jedzie….
Jakoś jedno się pospieszyło, drugi poczekało, Milenka poszła do nowego domu - już wiem że czuje się tam świetnie - a białasa zgarnęłam do dt.

*

*

I jeszcze zadzwoniła Ania H, zgarnęły z Marzenką jakość błąkającą się kotkę, najpierw sterylka, potem zobaczymy… No to zabrałam ją na nocne przechowanie…. Fotki nie mam.
Drinka już mi się n nie chciało….
W sobotę od rana - lecznica, zostawić burasię, zabrać dwie szylkretki od Barneya po sterylce, odwieźć na daleki Widzew, zajechać do Dolinki (dała się sfocić), Pszczółki (Pszczółka nie wyszła zza kanapy) i Drinky’go - bo z uwagi ma możliwość alergii umówiliśmy się na tydzień próbnej adopcji.

*

*
W sumie niewiele, ale zadzwoniła Małgosia, że ma wyniki swojego kota, 50% witaminy B12, kot ma drgawki i bóle, więc biegiem do lecznicy. Już wracałyśmy, kiedy zadzwoniła pani od Kafla - buras Knedel ślini się, ma biegunkę, nie je, leży, nie trafił do kuwety…
Kolejny kursik do lecznicy,….
Knedel został - nie wygląda fajnie, na pewno to calici, oby tyko….
Nareszcie w domu - sprzątanko, sobota w końcu, ledwo zdążyłam się walnąć na kanapę - telefon p.Łucji - stoi po drugiej stronie Julianowskiej z kotem z łapce, umawiałyśmy się, że jak coś złapie, ma dzwonić…
Trzecia wizyta w lecznicy - kot na cięcie, niestety płatne, w niedziele nigdzie go nie ulokuję, trzymać do poniedziałku niehumanitarnie….
Bure, nie wiem co.
Na pewno w tym miejscu jest jeszcze krówkowate. P.Łucja uważa, że są tam dwa bure i dwa krówkowate..…
Z drinka zrezygnowałam.... na wszelki wypadek...