Tak, jutro sterylka. Z samego rana wiozę Maję do weta, a odbieram po po pracy. Boję się jak Majka to zniesie. Ona nie jest z nami tak związana, żeby się przymilać, poleżeć na kolanach itp. To znaczy zawsze jest gdzieś w pobliżu, często chodzi za mną, ale kontaktów fizycznych raczej unika. I dlatego też się boję tej sterylki, że będzie ją bolało, a nawet nie będę mogła pomóc, choćby głaszcząc ją.
Majka się do nas powoli przekonuje - już nie ucieka przed synkiem, moja córka często bierze ją na ręce i ona pozwala sobie na to i pewnie kiedyś przyjdzie się poprzytulać, ale niestety przekonywanie trwa wolno, a trzeba ją wysterylizować i też wolę mieć już to za sobą.
A Fred znowu coś zmalował... Zostawiłam na noc fasolę zalaną wodą w garnku i nie przykryłam, a rano znajdowałam rozrzucone wszędzie po pokoju rozpulchnione fasolki wyciągnięte z garnka

Musiał przecież wsadzić łapę w wodę...
Dzisiaj rano rodzinka wychodziła z domu i ktoś zamknął drzwi do łazienki - koty zostały w domu na ok. 9 godzin bez dostępu do kuwety! Kochane koteczki nie nabrudziły nigdzie. Pierwsze co Majka zrobiła po otworzeniu drzwi, to poszła siusiu, a Fred najpierw się najadł, a potem zrobił "cały zestaw".
To był ostatni posiłek Majki do jutrzejszego zabiegu. Zastanawiam się, czy Freda jeszcze nakarmić w łazience, czy też ma pogłodować do jutra rana.