Wczoraj po południu postanowiłam zaszaleć. Czyli z resztek ziemniaków i sera o bliskiej śmierci terminowej, postanowiłam zrobić leniwe. Hłe hłe ... przeciskanie, ugniatanie, krojenie , gotowanie i odsączenie (uwaga bo sztuka jazdy wyższa jes, bo można przecier sobie z kluch zrobić

) jest prawdziwym zajęciem dla leniwych. A ja taka będąc pomyślałam,że tymi
resztkami nie najemy się ale kluch starczy dla wszystkich. Dodam ,że wcześniej zupina brokułowa była upichcona, tak w porze ... śniadania została spożyta. My zupę, koty mięsko z grzbietów. Wszyscy są zadowoleni.
Się więc wzięłam i wytargałam relikt PRL-u czyli deskę duuużą, drewnianą. Zakupioną w super sklepie tamtych czasów tj w Uniwersamie Grochów . Była ona targana do Otwocka środkiem komunikacji miejskiej. Do dziś pocę się na to wspomnienie . Do tej pory łęchcą mnie zazdrosne spojrzenia pasażerów. Obie miałyśmy specjlane prawa. Nawet szybko nas na stacji docelowej wypuścili bo każdy miał dość trzepania drewnem jego osoby.
Ale wracam do "roboty". Wsio naszykowane zostało by ciasto połączyć. Gar się z wodą gotował. Koty nawet nie przejawiły zainteresowania. Uff. Maciejka, główny detektyw, po kontrolnym niuchu opuściła godnie kuchnię. Nie będzie marnować energii na głupoty. Patrzę w okno co mam na przeciwko. Raptem widzę ruch. Coś samotnie dużego przecinało obraz nieba zamkniętego w ramie. Boże czy to bociek ? tak BOCIEK!!! Dostojnie machając skrzydłąmi sunął w sobie znanym kierunku. Samotny. Ale to był na pewno bocian. Odwracam się do stadka kontrolnie siedzącego z okiem na blat (może jednak wyciągnę coś jadalnego) i gadam radośnie
patrzcie bociek leci, bociek...Co one mogą wiedzieć o bocianach.
Radość i smutek. Może to już koniec zimy ,znaczy się mroźnych dni, podpowiada radość?
Smutek pcha się z pytaniem co z nim będzie jeśli za wcześnie przybył?
Nie miał bagażu ze sobą więc odziany tylko w pióra przetransportował się.
Leniwe z masełkiem i bułeczką i cukrem były mniam.
Patelnia po masełku też mniam.
To nie ja ją wylizałam.