» Pon lut 22, 2016 20:10
Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I
OPOWIASTKA O SIROCYM LOSIE
Czyli jak zrobiłam sobie kuku .....
Kuku w łokieć mam. Jak to wytłumaczyć w skrócie a zeby zrozumiałe było hmmm. Nooobra, czas i miesce akcji : Sobotnie popołudnie, domowa siłownia wyprodukowana przemysłem własnym w stodole. Na belce wisi 60 kilowy worek bokserski w który w chwilach co większej frustracji ładuję z piąchy ewentualnie z buta. Żeby nie było, w rękawiczkach. Taktycznych po prawdzie ale liczy się fakt, wystarczy mi obitych kostek...
Zadzwonił osobnik potocznie zwany kolegą jeszcze małżonkiem pijaniutki w trzy dupy, zwyzywał mnie od kacapskich kurew, zapowiedział swój szumny powrót w pielesze domowe w okolicach 4 marca pierdyknął słuchawką,po czym wysłał smsa że on mi jeszcze pokaze i żebym nie była zdziwiona. Smsów i kolejnych telefonów było kilka w tym telefon od maci mojej z zarzutem jakobym nie interesowała się dziecięciem swoim rodzonym albowiem ONA nie wie co się z Młodym dzieje bo nie pisze nie dzwoni i ogólnie jest be. Gdzie mój syn się znajduje wiem doskonale, bo mi powiedział, otóż jest u swojej dziewczyny. Mam podane koordynaty, nazwiska kontaktów oraz pozycję GPS w razie gdyby nagle a niespodziewanie wybuchła wojna tudziez zaczęła się apokalipsa zombie. Przed wyjazdem zostałam równiez przez dziecię poinstruowana co robić i gdzie są zapasowe kapsuły CO2 do repliki Beretty ( takiej na metalowe kulki ), że obie maczety są ostre, katana wisi w szafie na kołku, a ostrzałka do noży, krzesiwo i folia termiczna leżą tam gdzie zawsze.
Jako,że te rozmowy wnerwiły mnie maksymalnie założyłam strój treningowy czyli bojówki, koszulkę i trapery ( oraz rękawiczki taktyczne ) i pogalopowałam do stodoły wypacać stres.
No i wkonując tak zwany unik w padzie... no cóż, Zamiast przyładować łokciem w worek przywaliłam w drewnianą belkę. Bolało no bo bolało, powalczyłam jeszcze chwilę i wróciłam do chałupy krwawiąc obficie na elementy stale i ruchome wyposażenia gospodarstwa jako to trawa, podłoga oraz psy i koty. W domu okazało się,że w łokciu mam dziurę do żywego mięcha, łokieć mi puchnie i ogólnie,nie jest za dobrze. Zatem w niedzielę rano udałam się na sor gdzie po zdjęciu prowizorycznego opatrunku zostałam zapytana co się stało i czy ja tym łokciem przywaliłam w czołg a jeśli tak to ile będzie klepania. Panudoktoru powiedziałam,że to nie jest moja wina, ze dowódca mojego oddziału to dupa wołowa i pochrzanił koordynaty i zamiast zrzucić mnie nad Polską zrzucił mnie w sam środek terenu działań wojennych w Syrii a ja się pośłizgnęłam na kozich wnętrznosciach i przywałiłam łokciem o stojący nieopodal BRDM, klepania trochę będzie bo bok i maska ale chyba dadzą sobie radę a on niech nie zadaje głupich pytan tylko da mi cos przeciwbólowego, zaszyje dziurę i wypuści mnie do domu bo mi się spieszy. Zaszyli, dali pyralginę i kazali rękę oszczędzać strasznie śmieszne no strasznie...
Zdjęcie szwów za 10 dni. Tak,ze więc....