Wczorajszy dzień pełen wrażeń, po południu też.
Przyjechali pogadać o nowym kocie właściciele von Kafla - pożegnali go w sobotę, nerki…
Stąd pochodził von Kafel
viewtopic.php?f=1&t=88305&p=4025520&hilit=kafel#p4025520Ale żaden z kotów, które i proponowałam, nie był taki, jak Kafel…
W międzyczasie zadzwoniła pani z Łagiewnik - nie złapało się dziecię białej, tylko buras po zmarłym sąsiedzie. Rodzina sąsiada psa zabrała, dwa koty zostawiła na łasce sąsiadów…
Pojechaliśmy razem. Buras w klatce osyczał nas, ale grzecznie przeszedł do kontenerka. Pożegnaliśmy się, ja pojechałam po poranną biała i jedną taką, co ją obiecałam dowieźć do domu stałego, potem z całą trójką do lecznicy. Poranna biała - szczepienie i odrobaczenie, sterylka za tydzień.
Kocura zostawiałam w lecznicy - ok.4-letni buras, potężny ale chudawy, z wielkim łbem, ranami na grzbiecie (na szybko), łagodna poczciwina, dziś muszę gdzieś zabrać albo wypuścić..
Kastracja płatna niestety..

*

W lecznicy spotkałam Małego Johna - z tego wątku
viewtopic.php?f=1&t=99668&p=5744061&hilit=sherwood#p5744061Mały John jest kotem wolnożyjącym, ale ma świetnego opiekuna. Kocurek ma łysy gors - prawdopodobnie z powodu ślinienia się przez ruinę w buzi, bo jęzorek mu wylata, z pysia wali na odległość.

*

A potem z dwiema kotkami popędziłam na adopcję. I żeby nie zostawiać białej porannej w samochodzie - bo nie lubię - wzięłam obie do potencjalnego domu stałego małej.
Skutek?
Dwie urocze córeczki zakochały się od razu na zabój w młodszej Dolince, młodsza córeczka zapragnęła jednak swojego kota - czyli starszej Pszczółki. Jakoś udało się jej wytłumaczyć, że kot w domu miał być jeden. Ale okazało się, że pan domu nie może się od Pszczółki oderwać… Najdłużej zachowała zdrowy rozsądek i dystans pani domu, jednak po dwóch godzinach i ona pękła - i obie kotki zostały. Z tym, że Pszczółka z opcją powrotu - pan domu jest alergikiem, nie wiadomo, jak zniesie dwa koty. Jednego musi, bo córeczki nie odpuszczą.
Późno w nocy dostałam mmsem zdjęcia Lusi i Pusi z wiadomością „jak na razie nie kichamy, a kochamy”.
Cóż, trzymajcie kciuki.

*

A jeszcze później pytanie, czy właściciele Kafla mogą podjechać do lecznicy poznać burasa.
Cóż, trzymajcie kciuki, by dobra kocia passa jeszcze dziś trwa…
Dziś rano zaleciałam do Łagiewnik nastawić ponownie łapkę na dziecię białej.
Cóż, trzymajcie kciuki, by złapało się dziecię, a nie drugi po zmarły sąsiedzie.
O von Kaflu i Małym Johnie marzy mi się napisanie opowiadanek na bloga, może teraz się sprężę.