Malunia wróciła od weta dawno.
Napompowana jest kroplówkami, duphalaytem, baterią zastrzyków.
Deczko jest lepiej ale tylko deczko. Zjadła odrobinę bejbików i odrobinę gerberka.
Wisi z nosem przy ziemi. Dziś nie reaguje płaczem na dotyk.
Nie jest dobrze. Skąd wiem? Nasza Asia nie kazałaby Ryzi pokazywać co dzień gdyby się nie martwiła.
Ma do nas zaufanie ale ograniczone.
Padnięta mocno jestem.
Nocka nie przespana za mną i przede mną.
A dzionek między palcami mi się rozlazł .
O zupie ogórkowej nie wspomnę bo to
miszczostwo zupowe jest. Pomnik StojącejŁyżki mam jak drut.
Nie ma w domu ziemniaków. Pożyczył
sonsiad. Jeszcze nie odkupił

A ja też nie przytargam.
Więc padło na makaron jako zapychacz. Wrzuciłam deczko, zerknęłam w gar ,że dużo luzu jest i ... dorzuciłam. Aaa myślę sobie (myślę

) o
górki kwaśne są to i makaron nie napęcznieje. Poza tym to cerfurowski
makaron a on prawie stalowy jest. Jebutnął się gar makaroniska oblepionego szczątkami włoszczyzny, koperku i ogórków. By dopełnić reszty , znaczy się przekonać TZ do brejki, wyszłam zakupić parówkową. Pięknie się będzie komponować z resztą.
Dolewając wody starczy nam tego dobra i do weekendu.
