Dzień dobry wszystkim!

Dzisiaj u mnie dzień kryzysowy. I to jest mój kryzys. Mam podręcznik, co robić z problemami behawioralnymi kotów, ale nie mam takiego co robić z problemami (behawioralnymi i psychicznymi) włascicieli.
Stella się obraziła wieczorem, nie chciała dać się pogłaskać, nie przyszła rano do łóżka na wspólne dosypianie
Mały z kolei nie bardzo je cokolwiek, jedynie suchy RC mu podpasował. Mokre - i te Whiskasy, które jadał dotąd, i nowe lepsze karmy - lekceważy. Powącha i tyle. Podobnie mleko kocie, które pijał codziennie. Czyżby znowu mi się trafił sucholubny zwierz? Za to pije bardzo dużo, aż mnie to niepokoi. Na wstępnej wizycie wypytam o to wetkę.
W nocy spałam może z godzinę, z nerwów. Około 3 młode się obudziło i raźnie zaczął spacerować po pokoju. Dopadł kącik zabawek Stelli. Wszystko było fajne, ale tunel to dopiero euforia

zabawa na całego. Stella się obudziła, wyskoczyła z szafy i przybiegła z sykiem. Młody się przeraził i schował w tunelu. Ale potem się odważył i odsyknął. Poszedł też do kuwety i machnął elegancką kupę - czyli chłopak kulturalny, i drapaka używa, i kuwety

Niestety nie zawsze dobiegnie na czas... po zabawie postanowił, że co tam transporter, będzie spać na wersalce. Rozwalił się jak hrabia na samym srodku, a ja poszłam "spać". Po pół godzinie nerwowego czuwania przybiegłam, niesiona dziwnym niepokojem. I słusznie - na wersalce dopadła go, z przeproszeniem, sraczka. Cóż... upojona nieziemską wonią, zebrałam co się dało chusteczkami, a koc i narzutę wrzuciłam do prania, i miałam gdzies co na to sąsiedzi.
Mały poszedł spać. Stella wskoczyła do mnie do łóżka, ale jak mnie tam zobaczyła, odwróciła się jak oparzona i poszła do szafy. Równie dobrze mogła mi krzyknąć w twarz "zdrajca"

No więc, zmęczona niewyspaniem i zrozpaczona, że Stella mnie znienawidziła, rozryczałam się na całego. Z godzinę tak szlochałam... a jak już skończyłam, wytarłam nos chusteczką i wtedy sobie skojarzyłam, że Stella zawsze mi podkrada zużyte chusteczki, więc muszę je chować pod poduszkę... a teraz nie przyjdzie. I rozryczałam się na nowo
TŻ, człowiek obdarzony kamiennym snem, nawet się raz nie obudził.
Jak już się uspokoiłam, to rozpłakał się z kolei Alfik... no bo się obudził i był sam. Więc do niego pobiegłam. Natychmiast mu przeszło, podjadł sobie jeszcze suchego, popił- ja poszłam spać...rozpłakał się znowu. I tak ze trzy razy biegałam, coraz mniej przytomna. Koło ósmej obudził się nareszcie TŻ, ze zgrozą wysłuchał sprawozdania z nocy, beztrosko powiedział "a ja nic nie słyszałem", czym mi się naraził. Ale wstał i tym razem to on poszedł do popłakującego młodego. A ten smarkacz na jego widok nie dosc, że się od razu uspokoił, to jeszcze wybiegł raźno z posłania i potruchtał za nim po przedpokoju! To się nazywa niewdziecznosć! Potem podobno na nowo odkrył tunel i bawił się szaleńczo. Ja w tym czasie zamknęłam się ze Stella w sypialni i usiłowałam ją namówić, żeby wyszła z szafy - nic z tego. W końcu wyjęłam ją przemocą i włożyłam do łóżka. Najpierw się nawet ołożyła, chwilkę pomruczała, a potem uciekła.
W końcu stwierdziłam, że chociaż czuję się jak zombie, to nie dam rady zasnąć z nerwów i wstałam. Stella pozwoliła mi się uczesać, nawet trochę się pobawiłysmy, pomruczała chwilkę.
A teraz wróciła do szafy

Chowa się tam, bo tu nie daje rady nerwowo.
No dzis to ja nie jestem w zbyt dobrym stanie

Martwię się o Stellę, martwię się, że Alfie nie je mokrego, martwię się, że się martwię

I padam na twarz, taka jestem niewyspana. A tu niby dzień pracy przede mną, taaaa
Dzięki Wam za wszystkie komentarze

Gosiu - wszystkiego najlepszego dla syna

I miłego swiętowania dla Was wszystkich!
Ty$ka - no nigdy nie wiadomo jak to będzie, koty dziwne są, potrafią zaskoczyć

PixieDixie - dopiero za miesiąc???
Klaudia - mały nie daje się nosić, boi się być u nas na rękach, przynajmniej na razie. Jest dosc płochliwy, raz odważny, a potem nagle przestraszony. Jeszcze trochę musi się pooswajać, żeby był bardziej otwarty. Ale pogłaskać go trzeba jak płacze, byle delikatnie. Wtedy nawet slicznie mruczy

W ogole jest ładniutki, milutki, ma takie smieszne małe oczka i grubiutkie łapy (cos mi się widzi, że może spore kocisko się z niego zrobić). No i wychowany, grzeczny. Ale ja bym chciała móc spokojnie przytulić moją Stellusię, żeby mi pomruczała i żeby było tak jak dawniej
