Ja kupiłam taką wedkę z piórkami na wymianę, 3 w 1, więc mam nadzieję, że troche wytrzyma. Dzis przetrwała zabawę, strasznie mnie Stella bawiła jak nosiła "upolowane" pióra w pysiu, jakby złapała jakiegos nieszczęsnego wróbla

Ja, poza wątpliwosciami odnosnie mieszkania i ewentualnej przeprowadzki, mam całe mnóstwo obaw:
-no bo przecież Stella ma swój drapak, miejsce do spania w szafie, swoje kartony... ba, zabawki i w ogóle wszystko. I co, mam jej sprowadzić obcego i pozwolić mu z tego korzystać? to jak ona się będzie czuła? pewnie to pierwszy raz, kiedy jest naprawdę u siebie i cos ma, i ja chcę jej to zabrać...
-albo jak będzie z jedzeniem? Stella nie ma stałych godzin karmienia, jedzenie jest i na nią czeka. A co, jak drugi kot jej będzie wyjadał, zaglądał do jej miski? Stella nie zawarczy, nie zaatakuje - wycofa się i podda, znam ją na tyle, żeby być tego niemal pewną. Albo chociażby jej trawa, którą uwielbia podskubywać - inny kot zostawi na niej swój zapach?Kuweta?
-no i my jestesmy jej swiatem, ona bardzo się do nas obojga garnie, zwłaszcza do mnie, bo spędzam z nią całe dnie. Jak mnie zobaczy poswięcająca czas innemu kotu, to będzie dla niej na pewno wstrząs...
-znając ją, wiem zamknie się w sobie, a nie zareaguje agresją. Może to źle brzmi, ale chyba bym wolała agresję, pewnosc siebie, mniej bym się tego bała
- i samo dokocenie, nawet nie bardzo sobie wyobrażam, jak by to miało przebiegać, niby gdzie bysmy nowego kota mieli na początek umiescić? Wszędzie bywa Stella,w salonie spędza każdy dzień, w sypialni spi w szafie a nad ranem z nami, w łazience ma kuwetę. Już chyba ta łazienka najlepsza, kuwetę zawsze można postawić w przedpokoju, ale wtedy co jak się np. kąpiemy - nowy zestresowany kot miałby tam z nami wtedy przebywać? przecież to dla niego dodatkowy stres...
Resztę już może przemilczę, ale co i rusz cos mi przychodzi na mysl i mam ogromne poczucie winy wobec Stelli, bo być może taką decyzję zburzę jej swiat i wywrócę wszystko do góry nogami. Nie umiem zapomnieć, że jedyne dokocenie w moim życiu przebiegło bardzo źle, mimo że oba koty były kochane, bawilismy się z nimii poswięcalismy im czas.
TŻ (to nie mąż, dlatego używam tego irytującego skrótu "TŻ", bo chłopakiem to on mógł być 20 lat temu) mi truje 4 litery i truje, nie wiem co mu odbiło, wczesniej to ja byłam za wzięciem 2 kotów, ale wtedy nie i nie, bo mamy aktualnie problemy z kasą i jakies tam inne powody. Te problemy nadal mamy, ale teraz to nieważne, upiera się jak osioł.
Myslisz, że 3-miesięczny kocurek, zabawowy i przyzwyczajony do innych kotów, byłby dobrym wyborem?
