Żebyś wiedziała, że dreszcz przeleciał mi po plecach. Otóż Neruś podniósł bunt na pokładzie, gdy nakazałam mu zostawić naszego gościa w spokoju i pójść sobie w inne miejsce. Gość wprawdzie nie bał się Nerutka, ale zachwycony jego przytulaniem nie był, poza tym miał czarne spodnie i z przerażeniem patrzyłam, w jakim tempie przybierają one kolor sierści psa.
Nero wyraził swoje niezadowolenie warknięciem pod moim adresem, szczeknięciem i wystawieniem zębów, co skończyło się dla niego błyskawicznym lądowaniem na jego posłaniu w drugim końcu pokoju. Ale uczciwie muszę przyznać, że mojej stanowczości towarzyszył zimny pot na plecach. Od tamtego incydentu wprowadziłam kilka zmian w naszych relacjach, które dalej są przyjacielskie i oparte na wzajemnym szacunku, ale jednak z wyraźną moją dominacją przejawiającą się m.in. w stanowczym kończeniu zabawy w samym środku jej trwania. O ile wcześniej nie miałam motywacji do konsekwentnego demonstrowania, gdzie znajduje się ośrodek władzy, o tyle teraz już nie trzeba mnie do tego zachęcać
A Neruś, o dziwo, chodzi nagle jak w zegarku i rozumie
wszystko, co do niego mówię

EDIT: frazeologia.