MalgorzataJ pisze:Historia, która nie daje mi żyć.
Wyadoptowałam młodziutkę zdrową miziastą kotusię na ul. Pietrasze. Dom pokoleniowy wydawał mi się ok, byłam 2 razy przed adopcją.
Po kilku dniach okazało się,że przez przypadek zatrzasnięto drzwi i złamano nieciekawie kotce nóżkę tylną. Operacja, szwy, druty, zastrzyki antybiotyk.Zajechałam i okazuje się ,że kotki nie ma. Uciekła. Jak to, przecież nóżka sztywna, większość dnia kicia leżała. Miała mieć w tym tygodniu zdjęte szwy a druty po miesiącu. Pozatym I piętro domu , nie wychodziła. Jak wyparowała z domu trzypiętrowego pełnego rodziny i z chorą nóżką z widocznymi drutami.Nikt nie nie wie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!. Od środy szukam jej codziennie w okolicy. ani śladu, ani tel., żeby ktoś ja widział
Co myśleć. Wywieźli, zabili.....Co robić?
Cały czas wystawiać jedzenie koło domu. Dokładnie przeszukać cały dom od dachu po piwnicę i zabudowania wokół domu jeśli są takie. Właściciele kotki powinni w nocy i nad ranem też szukać.
Czarnusia Ewy znalazła się po kilku dniach, była w pobliżu balkonu z którego wyskoczyła.
Jeśli żyje, czego życzę i odnajdzie się to chyba nie powinna wracać do tego domu.
Trzymam kciuki za odnalezienie maleńkiej
