Prawie wszystkie moje koty poszły na dokocenie, do domu z pieskiem albo w dwupaku.Zaledwie kilka na około stu wyadoptowanych zostało jedynakami, bo taki właśnie dom był im potrzebny.Nie boję się dokoceń, bo moje koty żyją w stadzie i dogadują się z rezydentami, a większość to nawet bardziej niż się dogaduje, bo przytulają się, śpią w objęciach, wylizują sobie futerka..itd.Fredek był ogłaszany już bardzo dawno, nie w dwupaku, jest rudy i piękny, ma cudowny charakter i też nic z tego.
Tak, ogłaszam na Warszawę, mam wygodny transport i akurat tam wyadoptowałam znakomitą większość moich kotów.Kilka miesięcy temu do fantastycznego DS-u pojechały dwa dorosłe koty, czarno-białe i w dodatku dość nieufne.Domek bardzo nad nimi pracował.Czekały na taki dom prawie rok.Warto było.
Te są kotami ze snów, naprawdę.Nie mogę się napatrzeć jak jedno leży na drugim, jak się obejmują, bawią razem.W dodatku są takie proludzkie, wciąż je biorę na ręce, głaskam, a one tak pięknie mruczą.Wystarczy, że biorę szczotkę, a już mam Malwę koło siebie i jej dzieci, które też chcą być czesane.Mruczą wtedy jak cztery traktory, tak im się to podoba.Były w kiepskim stanie, kiedy je wzięłam, ale to było tylko straszne zarobaczenie.Dałam sobie z tym radę.Dziwne, bo z kociakami to zwykle biega się do weta bez przerwy.Z nimi nie trzeba było, tylko Monia złapała coś na samym początku, ale szybko z tego wyszła.Były kleszcze w ilościach hurtowych, świerzb oczywiście, ale żadnych wirusówek, żadnej infekcji, nic.Są nieprzyzwoicie zdrowe.I przede wszystkim przesłodkie
