Dziękuje za kciuki.
Kota to rozpieszczona jedynaczka, ma 10,5 roku, wzięta z ulicy jako 3-miesięczny kociak, nigdy nic jej nie dolegało.
Problemy zaczęły się we wrześniu, utykała, mama poszła z nią do pobliskiego gabinetu wet, na podstawie zdjęcia rtg stwierdzono zwyrodnienia. Dostałą zastrzyki i leki na 3 dni. Po jakimś czasie zaczęło się to powtarzać, pisałam, jak na dyżurze w Klinice lekarz potraktował mamę, siostrę, no i Kotę. To było 31.10. W poniedziałek 2.11 kazałam im jechać do mojego weta, stwierdził, że żadnych zwyrodnień, przynajmniej na tym zdjęciu, nie ma. Okazało się, że to był nadwyrężony łokieć, staw był opuchnięty, udało się to wyleczyć.
W zeszły poniedziałek Kota znów trafiła do weta, nie jadła, aktywność spadła do zera (nigdy nie była zbyt wysoka), badania ok, ale na rtg brzucha wyszły w jelitach jakieś kostki. Skąd? Ja podejrzewam, że to z którejś z tych saszetek "za pińcset", rodzice ją rozpieszczają, ja mogę sobie pogadać

Wiadomo, po kroplówce, antybiotykach, problem na chwilę znika. No ale w weekend znowu było źle, od poniedziałkowego wieczora Kota jest w szpitalu, robią jej różne badania, być może dziś będzie otwierana (wcześniej była mowa o zabiegu laparoskopowym). W domu płacz, wiadomo, nigdy się nic nie działo, wszystkie problemy z kotami w tej rodzinie mam ja. Po południu ma być wiadomo więcej.
A, Kota jadła ziemię z doniczek, nawet spytałam w innym wątku o jakieś sugestie, czy to jakieś niedobory, czy tak ją bolał ten brzuch, że w ten sposób chciała się pozbyć, tego, co uwiera.
Zobaczymy.