---
16.11.2o15, godz. 8:oo, ul. Wacława - kolejne podejście, tym razem pustostan po drugiej stronie
---
poprzednie części:
viewtopic.php?f=1&t=166885&start=810 str, 55, 57, 74, 85, 92, 96
no to pojechałam znowu
p. Ela podgrzała mi mleko i saszetkę
klatkę ustawiłam
i czekam
koty pojawiły się jak zwykle
i jak zwykle musiałam je wyganiać z klatki
zadzwoniłam po hikorę - we dwie będziemy mogły pilnować obydwu wejść z zewnątrz
przyszła i stałyśmy na zewnątrz plotkując szeptem
widok na ogród

z jednym z kotów siedzącym na zwalonym pniu
pojawiła się też KościelnaKarmiąca
ale jak nas zobaczyła to zaraz wskoczyła na dach komórki i przez okienko do budynku, do którego wejście jest od równoległej (ul. Skierniewicka) do ul. Wacława
zaczęło padać i zmarzłyśmy już trochę
po ok. 1,5 h się zwinęłyśmy
a ja zrobiłam foty pod podłogą



kota nie było lub schował się gdzieś indziej
zostawiłam mu mleko i saszetkę (niestety już chłodne)

się zwinęłyśmy
majdan zostawiłam w p. Eli w komórce i poszłyśmy na zwiady
najpierw do kościoła - PanKościelny i PanZamiatający zgodnie powiedzieli, że na terenie kościoła i przedszkola koty nie mieszkają
one tylko przechodzą przez plac zabaw z ul. Skierniewickiej do stołówek na ul. Wacława
poszłyśmy zobaczyć ten pustostan do którego wskoczyła KościelnaKarmiąca, mając nadzieję, że znajdziemy maluchy
poznałyśmy p. Anię co ma RudegoTrójłapa
i zobaczyłyśmy budynek

zamknięty na głucho i grożący zawaleniem
po lewej stronie, na tle nieba widać wyrośnięte chaszcze z ogrodu pustostanu z ul. Wacława
no to mamy zagwozdkę - nikt w domku klucza do drzwi nie ma
najpierw był plan co by do administaracji pójść, ale upadł
potem, żeby się włamać (p. Ania pozwoliła), ale trochę niebezpiecznie
po paru dniach podjechałam tam z kalewalą (ona się na budynkach zna), ale nikogo w domku nie było i nie weszłyśmy na podwórko
potem się zaczęłam martwić, bo się zimniej zrobiło
potem miałam pomysł za 1oo.oo zł. - PanCoOtwieraWszysto
potem pomysł upadł, bo jeśli budynek stoi od wielu lat zamknięty, to schody mogą być zawalone
potem był pomysł ze Strażą Pożarną i podnośnikiem...
aż wreszcie się zdecydowałam
poprosiłam studenta z autem
pojechaliśmy
p. Ania była
Patryk szarpną i wyrwał zamek
oczom naszym ukazały się całkiem solidne schody na pierwsze piętro i okienko, do którego wskoczyła wtedy Kościelna

Patryk wszedł po cichutku (mnie nie pozwolił - kochany małolat!)
drzwi do mieszkania były zamknięte
podłoga bez dziur
ściany całe
więc jeśli tu kociaki były (a śladów nie było) to matka je już przeniosła
drzwi zostały prowizorycznie zamknięte - muszę kupić zasuwę i założyć
a my wróciliśmy do szkoły
potem wzięłam kalendarz i policzyłam ile mniej więcej te kociaki mogą mieć (Halinka mi powiedziała kiedy Kościelna schudła)
i wyszło mi, że mogą mieć już ok. 3 mcy
i powinny już dawno zjawiać się na karmieniu u Haliny
a potem, to już mi się wszystkiego odechciało - wody mi odeszły...
na ul. Wacława byłam już 11 razy (to i tak mniej niż na ul. Sterlinga w szpitalu)
złapałyśmy tam 9 kotek, 3 kocury i 5 kociąt poszło do adopcji - czyli 12 dorosłych kotów
do złapania zostało przynajmniej drugie tyle (po drugiej stronie ulicy, na terenie pustostanu)
---
