Kto może pomóc?
Śnieg. U nas pada śnieg. Leniwie spadają płatki ale biało już jest.
Jak ja nie lubię zimy.
Ranek zaczęty. TZ podyrał do pracy.
Koty w ramach
nie stresuj się, dokucz pańci nie dały mi poleżeć. Ale mi doukczyły i tak. Niechcący im wyszło.
TZ robił co chciał .Czyli czytaj nie zaczął dnia od michy kociej. Tylko zaczął od peta. Bo bez dymku w płucach trudno oddycha się.
Mamy z Januszem różne ranki i podejście.
Ja, sługa uniżony, lecę do kuchni i żarło rozdzielam. Mam wyrzuty sumienia

jeśli zakuwetkować wcześniej muszę. Kłębiąco-jęczące stadko w oparach zmroku przyprawia mnie o derilkę.
A Janusz...
TZ wstaje. Koty już w starterach. Czyli na mnie lub obok mnie.
TZ idzie na peta.
Koty w starterach. Na mnie lub obok mnie. Jeszcze spokojne.
TZ przychodzi z peta i idzie do kuchni.
Stado ożywia się. Część leci do kuchni.Część nadal mnie okupuje.Ale mniej natrętnie. Zady są ku mnie pyski ku światłu w lodówce.
TZ robi sobie kawę i chlipie. Wcześniej cukier miesza.
Stado straciło częściowo ożywienie pokarmowe. Ale zaczynają mało pochlebne uwagi wymieniać.
Z kuchni chlipanie odchodzi. Ja "śpię"
Stado notorycznie sprawdza czy jednak już nie śpię. Niby mruczy ale inaczej. Dywan zasłany słaniającymi się ciałami.
TZ robi kroki. Skąd wiem? Ano wszyscy wiedzą. Szura paputkami.
Koty ruszyły ...Ale tylko do drzwi pokoju. I nie wszystkie.
TZ do łazienki wlazł a szum wody daje znać ,że wizja pełnej miski uleciała w rury kanalizacyjne.
Stado wróciło. Na mnie, na dywan, na meble... Dyskusja kocia jest już bardzo "otwarta".
TZ wyszedł z łazienki . Zapach świeżości smugą rozszedł się po chacie.
Stado dalej dulczy w pokoju.
Z kuchni dobiega ... łomatko... dźwięk otwieranej puszki. I dźwięk widelca rozdrabniającego żarcie.
Stado strzyże uszami, jest lekko podniecone ale nadal siedzi. Nie wierzą.
TZ stawia pierwszą michę na podłodze. A skąd wiem? Szura paputkami a plastik z siłą uderza o kafelki.
Stado siedzi. Wreszcie pierwszy niedowiarek rusza z pazura. Za nim reszta.
Uff.Przekręcam się z ulgą na bok i naciągam wolnymi rączkami
kordełkę na się.
Rączki wolne bo nie muszą udzielać głaskania pocieszającego głodomorom.
Nie, to nie koniec opowieści.
Stadko z impetem wraca . Nie wyraża pochlebnych opinii o zapodanym posiłku. Z kuchni też nie wesoły dźwięki płyną.
A skąd wiem?
Ano słyszę
Aśka co ja mam im dać? Znów nie chcą jeść.Ano znów puszka dla dzikunów została otwarta.
A one nie są dzikie tylko domowe.
Łomatko... poszedł wreszcie do pracy. Idę do kuchni .Zbieram pełne michy. Otwieram saszetki.
Delirki dostać można kuchennej. Wszędzie futro.
Domofon zadyrdał.
Wrócił TZ.
Nie, nie po to by nam buzi dać.
Komórki zapomniał.