Po kolejnym dniu jest coraz lepiej. Wczoraj po przyjsciu z pracy dałam kotom kurczaka surowego - Irys rzucil sie tak, ze ja sie przestraszylam, ze zaraz bedzie rzygal, ale nic sie nie stalo. Zjadl swoje i wyjadl tez Poli.
Wieczorem dałam mu jeszcze podgotowanej rybki, ale nie rzucił się z jakimś wielkim entuzjazmem, trochę podzióbał.
Dziś rano zjadł trochę wołowinki surowej, chyba mu za duże kawałki dałam, bo się szybko zniechęcil, ale potem mu je na jeszcze mniejsze pocięłam. Oczywiście poszedł do talerzyka Poli.
Pola wczoraj zjadła tylko kilka kawałków kurczaczka, który normalnie bardzo lubi. Chodzi koło mnie, wskakuje na szafkę, barankuje, ale nawet jak jej daje jedzenie z ręki to nie chce. Wczoraj chyba tylko raz siku zrobiła po południu, w nocy nic i dopiero dziś jak kuwetę wyniosłam do przedpokoju to zrobiła duuuuże siku. Kupy nie było, ale no ona nie robi codziennie. Jak dziś też nic nie będzie to niestety parafinka, albo siemię chociaż. Irys za to nie siusia do swojej malej kuwetki - specjalnie dla niego przygotowanej tylko do duzej kuwety z budka. No i nie wiem czy Pola tam nie chodzi jak cos tam jest, bo ja "brzydzi" (jak byla mniejsza w ogole nie weszla do kuwety jak cos tam bylo, a jak kupa to juz calkiem nie bylo mowy zeby sie zalatwila - wtedy byly tam tylko jej siuski i kupki). Dopiero dzis jak wysprzatalam to co maly od wczoraj zrobil to ona sie zalatwila, ale ja stalam obok.
od wczoraj między między kotami lepiej o tyle, ze Pola tak nie ucieka i nie jest taka sztywna. Myślałam, że to Pola tak ciągle warczy, ale dziś odkryłam, ze to maluch wcale nie jest lepszy i jak tak dalej pójdzie to to zaprzyjaznianie będzie długo trwało. Ale Pola nie boi się juz być w pokoju gdzie jest drugi kot, wchodzi sama do kuchni, do budki-transporterki, podchodzi w miare blisko - najlepiej jak Lilo jest do niej tylem odwrócony. Były już co najmniej dwa spotkania bliskonosowe i wielki prych, ale dla mnie to sa dobre znaki, bo znaczy to, ze są siebie ciekawe , a wiadomo, że zwierzaki, żeby się poznać muszą sie powachac. I kto wie, czy po pierwszym pełnym "wąchu" nie będzie już całkiem dobrze. Także z tym nie jest tak źle jak sie wydawało na poczatku. gdyby Polcia jeszcze jadla w kuchni to by było juz super. przeciez nie będe jej codziennie karmić w pokoju, czy przedpokoju.
TZ zakochany!!. Wczoraj pierwsze co zrobił jak wrócił to zapytał o koty, potem sie bawił z małym, rzucał mu myszke, ręka go zaczepiał, smiał się, że go kolejny kot z fotela zrzuca:)
dzis koty zamknęłam, choć TZ mówił , żeby nie. No na razie żadna krzywda się nie stała, ale lepiej dmuchać na zimne, tym bardziej, że mam dzis po 10 już być podobno w domu.
dzis rano tak szalal, skalal po pufach w kuchni, po tej rogowce, popiski robil - TZ sie ubierał stojąc w drzwiach kuchni

taka slodyczaka z niego :zakochany:
A tak w ogole to chyba maly bedzie miał inne domowe imie

Mimo, ze sama sobie wymyslilam tego Irysa, to jakos zle mi sie go woła. I jakos tak samo mi przyszlo - Lilaczku, Lilus, Lilo. Wiec chyba bedzie Lilo
