Ranek ciemny. Głupoty mi się śniły . Koty ze śniadania nie były zadowolone. Szczególnie dzieci. Bo starszaków mi nie żal. Czekamy na dziecinne puszki i żwirek.Janusz znów zapomniał powiedzieć, że koniec nastał.
Chyba wirus dopadł i Maczka. Obserwujemy.
Teraz i ja zaległam na wyrku. Mam koronkową robotę za sobą. Któryś gad zwymiotował na dywan i tunelik z piłką w środku. Wygrzebać wsio trudno było. Po kłakach (uff tylko sierść) doszłam winnego. Rudolf. Gad siedział sobie spokojnie pod stołem i panele oglądał.
Pralka stoi. Ozdoba. Nawet człowiek nie wie jaka jest fajna dopóki nie straci jej.


Pralka stoi. A gady leją. Kolej na zasłony i dopiero co wysuszone budki. Wojtka i Angela przerobie kiedyś na wypchane, grzeczne koteczki. Tylko mole mieć będą radoche.
Beza też bardziej ospała chyba jest .Tak mi się wydaje. Choć chyba to ja dziury w niebie szukam. Na siłę.