
A swoją drogą to dranie są z tą likwidacją kont. trudno.
A tak w ogóle to miałam się poskarżyć. W trakcie dzisiejszej łapanki złapałam przede wszystkim migrenę. I to taką, że jak wróciłam o 14 do domu to już trochę mnie mroczyło. O 15.30-ej przyjmowałam nowego kota na leczenie (swoją drogą martwi mnie) już trzymając się kontenera na śmieci żeby nie upaść. A potem się zaczęło

Ogromne dzięki przede wszystkim dla mojego męża, który porzucił własne plany by mnie ratować, a przede wszystkim by obdzwaniać wszystkich i przekazać im wieści przeze mnie wybełkotane. I dla Marcina, który ogarnął nowo przybyłych.
Przeszło mi po 21-ej, przynajmniej do stanu w którym dałam radę samodzielnie wstać i podać tabletki kotom.
Musiałam przez to odwołać jutrzejszą łapankę, nie sądzę bym do rana była już całkiem w formie...