mięciutka tak na prawdę jest tylko MIśka, przypomina aksamit. No i ma dużo za duzo skóry, a sierść jest tak gęsta, że tej skóry nie widać. Dość długi włos okrywowy, masa podszerstka, a właściwie puchu. Misia w maju skończy 9 lat, w nas od 8. tyg życia. Damesa i chimeryczka, z astmą. Waży około 6 kg, wyglada na 8. Kiciusia za to kruszynka, jest troszkę tylko większa od Klarci, za to dużo barsdziej obszerna. Bo Kiciusia to kot właściwie przychodzący, a nie wychodzący. Przychodzący na jedzenie i spanie. Jej historia jest bardzo skomplikowana, długa.....u mnie od zeszłego roku, przez jakiś czas szukałam dla niej domu, ale odpuściłam. Ona tu się urodziła, tu wychowała, tu jest jej miejsce. Kiedy w zeszłym roku jesienią zaczęła przypominać zwierzątko z kasztana - pękaty tułów i łapki z zapałek - myślałam, że to efekt sterylki i pierwszego w jej życiu regularnego jedzenia. Wiosną Kiciusia odzyskała linię, a dziś znów się toczy

I je jak mały słonik. Nie wiem ile ma lat - ja kojarzę ją z czasów jak Gutek był przed kastracją i razem dokazywali, wtedy byłi równi wielkością, no Gutek ciut większy - kastrowany, w wieku 9 mies ważył trochę ponad 4 kg.
Gutek jest z FB - znaleziony jako 8. tyg kocię na jednym z poznańskich blokowisk ( os. Rusa) , ewidentnie domowy, nie błąkał się długo. Trafił do ledwo raczkującej fundacji Animal Security, a po 4 tyg do nas. Jest u nas 4 lata.
Pitek.....to największa zagadka..wiek - moze rok, moze dwa starszy od Gucia. 100% domowy kot, który boi się domu. Przyszedł sobie w marcu 2013 roku, wtedy akurat były straszne mrozy. Zadbany, wykastrowany, troche chudy.... I Pitek siedział w tym mrozie na ganku, na zewnetrznym parapecie i skrobał w szyby, żeby go wpuścic. Ale wejść nie chciał. Dawał się wziąć na ręce, przytulał się....Ale wniesiony do domu - fruwał po ścianach, sikając ze strachu. Nasza chatka mała, całe 35 m kw, nie dało się kota jakoś odizolować. Postawiłam na żywioł - karmiłam do wypęku, nawet po 5 razy dziennie, u sąsiadów jest taki namiot foliowy, który służy jako magazyn, stare fotele, kurtki, poduszki, drzwi są zawsze uchylone. Tam spał, jadł na ganku. Po dwóch tyg od razu zrobiło sie bardzo ciepło - drzwi od domu były często uchylone. No i Pitek w końcu sam wszedł, z Guciem, z którym bardzo się zakumplował. Wszedł i został, wpakował się TŻtowi do łózka, o czym ten mnie natychmiast radośnie poinformował smsem (miałąm nocki).
Ale wciąż jeszcze Pitek boi się domu, czasem pół dnia siedzi za zlewozmywakiem, albo pod tapczanem. Czasem wciąż skrobie w szyby, ale boi się wejść. Czasem śniadanie je na ganku. Tylko wieczorem i w nocy dom jest przyjazny.....
Sorry, rozpisałam się
