Takie biedy małe bytują na działkach, tuż przy lesie:

Trójka pastelowych kociaków, 3 miesiące? – trudno ocenić, bo chudzieńkie.
Biało-łaciaty największy, rozmyta trisia najmniejsza, jeszcze czasami ciągnie matczyne mleko.
Drobna trójkolorowa matka też chucherko, niewiele większa od dzieci
Wszystkie są oswojone
Kocia rodzinka ponoć pojawiła się nagle jakieś 2 tyg. temu.
Pan zaczął dokarmiać, ale teraz nie ma co z kotami zrobić.
Zabrać nie może, bo żona ma alergię.
Schronisko zażądało zaszczepienia, to spory wydatek, zresztą schron, wiadomo...
Na działkach już pusto.
To są inne działki niż te "moje", w przeciwnym kierunku.
Koty są ode mnie ok. 1,5 km przez las, pan (mieszkający w Toruniu) ma do nich znacznie dalej.
Dni są coraz krótsze, po pracy nie zdążę przed zmrokiem obrobić dwóch działkowych stadek.
Po negocjacjach ustaliliśmy, że na razie w tygodniu dojeżdża do nich autobusem pan lub jego ojciec,
ja mam chodzić tam w weekendy.
Koty jednak nie mają gdzie schronić się przed zimnem, myślałam o postawieniu budki,
ale nie jest tam dla nich bezpiecznie.
Tuż za płotem jest leśna droga i las, w okolicy sporo lisów.
Kocięta zaczynają się rozłazić.
To są jeszcze dzieciaki, ufne i niedożywione, nieprzygotowane do zimy.
Powinny przebywać w cieple i być regularnie karmione, matka zresztą też.
Więc rozpytujemy, szukamy.
Pana znajoma obiecała przygarnąć dwójkę kociaków.
Gdyby został jeden, to zabrałabym go wraz z matką na razie do siebie.
Dopóki są (mam nadzieję) zdrowe.
Nocami są już przymrozki.
Czekam więc na info o adopcji jak na szpilkach.