Prosimy o ciepłe myśli ...
Maleńka rano w ciężkim stanie wylądowała w szpitalu ....

Rozsypała mi się w niecałe 6 godzin ...Jeszcze o 2 w nocy jadła i rozrabiała ...Fakt, że trochę mniej entuzjastycznie niż zwykle, ale nie chciała dać się zapakować do klatki, tylko galopowała po pokoju z Serduszkiem ... A moja cholerna intuicja już mi zapaliła czerwone światełko, że coś jest nie tak ... Przed 8 rano już leżała jak szmatka, nie chciała jeść, oczy półprzymknięte ... Temperatura prawie 41 ... w nocy były 2 kupy luźnawe, w drodze do weta trzecia - z krwią ... uszy żółte ...Z krwi nie wyszło nic innego niż poprzednio ...Ne wiadomo co się dzieje (oprócz tego, że posypała się wątroba) ... Dostała leki, kroplówkę ... po południu podobno było lepiej, nawet sama coś zjadła ... Piszę "podobno" bo oficjalnie lecznica dzisiaj nieczynna a wetka "wyjechana" na zaduszki, nie chciałam przeginać i pchać się w odwiedziny ... I tak miałam szczęście, że wetka w nocy wróciła z wyjazdu w Polskę ... wywlokłam ją zaspaną z łóżka ...