Dzięki Marzenko.
Dwa dni wyrwane . Źle się czułam.
Dzionek dzisiejszy był taki sobie. Kompletowałam dokumenty dla... ZUS-u. Bo znów zostałam zaproszona.
Przy okazji poznam inną jego część i już się denerwuję. Wiecie, to na kpinę wygląda.
Jasno, jak byk stoi w dokumentach co i dlaczego.
Do tego lekkie nerwy doszły bo karta się
zawieruszyła. Znaczy się wiem gdzie była (w nocy sobie przypomniałam) bo doktorek zatrzymał wsio by jeszcze konsulatcję zrobić dodatkową.
W okienku od razu poprosiłam by sprawdzono szufladę. Inaczej w dniu odbioru dokumentów biegi by były. Dlatego ja pojechałam a nie sam Janusz.
Chwilkę pogadałam z doktorkiem. Oczami poprzewracał na wezwanie.Przypomniał o zalecanej
bezczynności
Wsio u niego było.Ufff.. A pani z okienka, zadowolona ,że ja biegałam, załatwiła mi prawie natychmiastowe ksero .
Tyle naszego ,że jedna jazda.
Pan z parkingu też już nas zna. Wcisnął autko w jakieś miejsce mimo ,że teoretycznie nie było.
A nasze koty...Nasze koty jako tako. Strach chwalić się za głośno.
Ryzia jest śliczną kocią i strasznie miziatą. Pieje do wspólnych zabaw z kotami i nami. Wyglada z tym swoim za połowicznym ogonkiem jak żbiczek. Odpuściła sobie już pożeranie wszystkiego. Spanie też już odpuszczone. Domywa się .Ma śliczne, bardzo gęste choć krótkie futerko.
Tylko teraz jest
baw się ze mną, kochaj mnie, puść do tych futer za kratami, ja miauuuuuuuczę do ganianek...A co dziś podałaś? A słyszałam, mówią na to kurczak... pychotka, pychotka Uszka czyścimy. Sypie się z nich.
Silverek napisał ,że sypia

w łóżku i jest miziakiem.
Darusie się zaszczepiły bez problemu. Urosły.