Nic nie piszę, bo strach pisać...
Chyba wracamy pomału do stanu sprzed biegunki, czyli - jak to mawia mój tata - 
chwalić nie ma co, narzekać byłby grzech 
Dziki Kotek wyprowadził się z baśkowej dziury i znalazł sobie poduszkę pod kaloryferem (ciekawe, kto ją tam umieścił, bo na pewno nie ja). 
Dziki Kotek w dość specyficzny sposób tęskni za wolnością. 
Na parapet wskakuje tylko jak są okna zamknięte, żeby coś zjeść i wypić. 
Jak są otwarte, to dyrda przez cały pokój i z narażeniem życia pije z poidła tuż koło mnie, a jada tylko wtedy, kiedy żarcie na podłodze postawię. 
Na kroplówki łapię Dzikiego Kotka w podbierak, po czym Dziki Kotek zwija się w kłębek na kolankach i zaczyna się mruczenie i ugniatanie. 
Kroplówki na kolankach wychodzą nam zdecydowanie lepiej niż w klatce. Jeszcze żeby nie te łapanki, to byłoby bosko...
A z nowości, to kilka dni temu wylądował u mnie Kubuś 
viewtopic.php?f=13&t=170710
Na razie siedzi w klatce. 
Miałam go dziś zacząć wypuszczać, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło czasu. 
Kuba nie widzi/niedowidzi, więc nie wystarczy mu otworzyć drzwiczki - muszę zwrócić uwagę na to, jak on sobie radzi w nowym otoczeniu. 
Postaram się jutro go uwolnić.
Kubuś bardzo szuka domu stałego - takiego, który go pokocha z całym dobrodziejstwem inwentarza i zapewni mu kolana do końca jego życia.