Okazuje się, że wcale nie trzeba maluchów, żeby mieć w domu demolkę. Starsze koty też umieją urozmaicić życie człowiekowi.
Czaruś od bardzo dawna nie miał problemów z pęcherzem, więc zapomniałam, jak to się u niego zaczyna objawiać.
Przeciętny kot, gdy go pęcherz boli, to w kuwecie - jak to określa język medycyny weterynaryjnej - wokalizuje
Tymczasem Czaruś miauczy wszędzie, tylko nie w kuwecie. Tak więc ostatnio miauczał na balkonie, pod zamkniętym oknem balkonowym, na stole w pokoju. Myślałam, że miauczy, bo chce jeść, wyjść na balkon itp.
Wczoraj, gdy wróciłam z pracy (aż o 17-tej, zmordowana i spocona jak przysłowiowa ruda mysz, bo zrobiło się bardzo ciepło, a ja byłam grubo ubrana, bo noce są zimne, a u nas w pracy nadal nie włączono ogrzewania) Czaruś też sobie "wokalizował" po mieszkaniu.
Gdy przygotowywałam im jedzenie, to Czaruś chodził sobie po przedpokoju miaucząc (Tysia i Ada też chodziły), potem zabrał się do jedzenia, a ja poszłam do łazienki, żeby umyć ręce. Przechodząc obok szafki w przedpokoju, pośliznęłam się na czymś i byłabym wyłożyła się jak długa.
Popatrzyłam na podłogę, żeby sprawdzić, co to takiego i zobaczyłam rozchlapaną ciecz nie wiadomego (na razie ) pochodzenia. Przyglądając się cieczy intensywnie, dojrzałam ogromną kałużę o długości prawie pól metra, ciągnącą się od szafki wzdłuż ściany - zapaszek nie pozostawiał wątpliwości: siki.
Nie zastanawiając się początkowo, kto jest "autorem", jak najszybciej, prawie w panice, wytarłam tę kałużę, zużywając pól rolki papieru toaletowego. Bałam się, że jeśli siki przesączą się wgłąb pod listwami przypodłogowymi, to namokną i panele i płyty podkładowe i trzeba będzie wymieniać część podłogi. Niestety musiałam zerwać także listwę przypodłogową, bo spod niej nie dawało się siuśków odsączyć. Siki, które zebrały się pod listwą, podczas zrywania obryzgały znowu przedpokój. Na szczęście nie zdążyły przelać się pod spód paneli. Odsączenie, szorowanie i psikanie dezodorantem podłogi, listwy i ściany, zakończyłam o 19.30 i wtedy olśniło mnie, że ta kałuża to dzieło wokalizującego Czarusia. Pot lał się ze mnie, więc szybko włożyłam zdjęte wcześniej i przygotowane do prania, przepocone ubranie i popędziłam do apteki, żeby zdążyć przed jej zamknięciem. Już oczami wyobraźni widziałam remont generalny po czterech miesiącach użytkowania mieszkania

, jaki będzie konieczny, jeśli Czaruś będzie musiał czekać na leki jeszcze całą dobę.
Czaruś dostał dwie dawki furaginu - o 20.00 i 23.00 i wokalizowanie skończyło się.
Rano zrobił normalnie, w kuwecie, żółte siusiu.
Pozażywamy sobie teraz trochę ten furagin, bo w przypadku Czarusia antybiotyki to ostateczność - Czarusiowi od razu siada totalnie odporność i kondycja fizyczna i kompletnie rozregulowuje się układ trawienny.
A zniszczoną brutalnym demontażem listwę przypodłogową wymienimy sobie w sprzyjających okolicznościach.