Urodzilismy sie w piwnicy. Mama, oswojona i mruczaca choc troche niesmiala znalazla sie tam nagle, z brzuchem. Nie chce powiedziec skad.
Dawali nam jesc, ale i tak jestesmy chudziutkie i oczka nam katarza.
W tej naszej piwnicy jest okienko, z ktorego blisko na ulice.
W zeszlym tygodniu cos sie stalo. Z panem ktory as karmi przyszly obcy ludzie. Taka jedna zlapala mnie za kark. Drapalam. Powiedziala ze mowi sie trudno i marsz do transportera. I wsadzila mnie do pudelka.
Nastepnego dnia przyjechala moja siostra, ktora podobno sama weszla do transportera.
Ja juz lubie ta człowiekę, glaszcze mnie i karmi. Pozwalam brac sie jejna rece.
Jozefinka boi sie bardziej, ale nie ucieka.
Ona nas karmi
Jest nam cieplo.
Jakies dziwne koty do nas zagladaja, wczoraj pacalam sie z Baltazarem przez kratki naszej klatki.
Jestesmy do adopcji.
Szukamy swoich ludzi.
Ona mowi, ze nasza mama nie bedzie miala wiecej mlodych.










