Cześć,
z nadzieją czytałam wątek o Irence i Szprotce i bardzo zmartwił mnie brak happy endu

Mam podobną sytuację w domu - od 5 dniu mam małą kotkę, która dołączyła do 5-letniego kocura. Szczerze mówiąc - nie planowałam tego. znalazłam Małą przestraszoną i miauczącą w ogródkach działkowych i przygarnęłam. Koty się widziały, obwąchały i....zaczął się cyrk:
rezydent traktuje przybysza bez żadnej agresji / furczenia / prób ataku. Zaraz po przyniesieniu małej obwąchał ją i nie widzi w niej żadnego zagrożenia i raczej byłby skłonny do koegzystencji z mała kotką. Natomiast mała nieustannie rzuca się na kocura z pazurami, atakuje go i przegania z wszystkich "jego" miejsc. Początkowo myślałam, ze mała po prostu chce się bawić, ale jest w tym bardzo zacięta, atakuje ogon i szyję z "otwartej łapy", a ataki są coraz częstsze. Rezydent ewidentnie ma jej dość, stał się wycofany i bardziej płochliwy, ale oprócz burknięcia lub syczenia nie wykazuje żadnej agresji wobec niej, jedynie ucieka i stara się znaleźć miejsce położone możliwie wysoko tak, żeby mała go nie atakowała.
Po powrocie z pracy cały mój wolny czas poświęcam kotom - zabawie z małą i jednocześnie zachowaniu starych zwyczajów rezydenta. Zależy mi na tym, żeby ani rezydent ani nowy kot nie poczuli się odrzuceni. Koty jedzą razem (ale w osobnych miskach), zdarza się, że po południu śpią na jednej kanapie, mają osobne kuwety, a na noc mała jest zamykana w osobnym pokoju (rezydent dotychczas spał z nami w sypialni i dbamy o to, żeby tak pozostało). W ciągu dnia sytuacja jest jednak dość napięta, głównie ze strony małego kociaka.
Wiem, że popełniłam błąd nie oddzielając ich zupełnie tylko częściowo. Czy uważacie, że powinnam powrócić do całkowitego rozdzielenia?
Będę bardzo wdzięczna za pomoc, bo nie wiem, czy przegrałam sprawę i mam szukać domu dla małej czy jest jeszcze światełko w tunelu...
Pozdrawiam serdecznie,
Inger