Bardzo Ci dziękuję



Koty mam w większości szczepione, więc w miarę łagodnie przechodzą. Z tym tylko, że nie równo. Gdy u jednego zaczynają objawy ustępować, to zaraz u drugiego się pojawiają.
Maluszki lekko niedomagają. Mają apetyt i chęć do zabawy. Ale pewnie w środę pojadę z nimi na kontrolę, bo jeszcze leki mamy. Burasek z małych najlepiej się trzymał, a od wczoraj i on mniej energii i trzecia powieka. Buta glukan dostają u mnie teraz wszyscy, a stary Roman nawet zylexis. Jeden białasek wciąż lata i kicha, ale już nie izoluję go, bo nie on jeden kicha. Musiałabym mieszkać w apartamencie z 21 pokojami. Oprócz dwóch kotów (na razie)z tej grupy i moich białaczkowych, wszystkie mają jakieś objawy walki z wirusem
Adopcje z lekka mnie wykończyły. Telefony i wizyty ruszyły w week-end. Chyba jednak moje maluszki nie spodobały się państwu z Warszawy. Najbardziej podczas wizyty interesowali się pingwinkami, ale do tej pory nie zadzwonili, żeby je zaklepać. Pewnie gdzieś indziej sobie ładniejsze wybrali . . . Szkoda, bo im dałabym.
Nikt nie chce moich słodkich maluszków.
Tzn chcą, ale wolę usiąść i płakać nad kuwetą, że znów po pięciu minutach muszę sprzątać, niż oddać w takie ręce. Tylko jeden przykład. Przyjechała z okolicy młoda kobieta rowerem. Pokazała palcem, którego chce i gotowa była go zabierać. Rowerem. Dodam, że nawet torebki z sobą nie miała, nie mówiąc o transporterze. Powiedziała, że koty długo u niej żyją. Zapytałam grzecznie, a długo. to Ile? Z dumą odpowiedziała, że nawet trzy lata. Mieszka przy ruchliwej szosie. Kotek siedziałby sobie na podwórku, ale do domu też mógłby wejść. Sterylizacja? Nie. ona chętnie kociątkami by się zajęła. A karmę też kupują.
Po tej wizycie musiałam iść na spacer, żeby ochłonąć.