myamya pisze:Luinloth pisze:myamya pisze:założenia fundacji
No i mamy coś konstruktywnego - można założyć fundację. To jest pomysł, dookoła którego warto się zakręcić, bo fundacja więcej może, niż osoba prywatna.
Założenie fundacji bez umiejętności organizacyjnych i talentu do fundraisingu, a także pomysłu na wyrobienie sobie "marki" niewiele rozwiąże.
Założenie fundacji to tylko pewne narzędzie - do legalnych zbiórek, do ubiegania się o środki od sponsorów, do zbierania 1%.
Radziłabym przyjrzeć się całości fenomenu Agn i jej Hospicjum, a nie tylko faktowi założenia fundacji. 
Jeśli faktycznie p. Justyna nie jest wydolna organizacyjnie (nie śledzę na tyle wnikliwie jej wątków, nie mnie to oceniać), to bez wsparcia osób bardziej utalentowanych pod tym względem niczego nie uzyska - nawet założenie fundacji wymaga pewnej dozy umiejętności załatwiania spraw formalnych. Ale jeśli wśród jej przyjaciół/sympatyków są osoby bardziej utalentowane organizacyjnie - to być może pewne rozwiązania dałoby się z korzyścią dla p. Justyny i jej kotów wykorzystać.
Nie wiem, może warto byłoby porozmawiać z Agn o tym, aby p. Justyna zaczęła jakąś współpracę z Hospicjum?
Myamya jest dokładnie tak jak piszesz. Tyle że Agn to przebojowa kobietka, Justyna nie jest taka. Charakteru nie przeskoczysz.
Naprawdę próbowaliśmy to ubrać w jakieś ramy. Myślałam o fundacji, dopytywałam nawet prezeski prężnej fundacji co i jak, opisałam sytuację..
Powiedziała mi uczciwie, że mam sobie dać spokój, że to co jest, jest dobrze zorganizowane i jakoś tam działa. Że oni mają to szczęście, że mają w swoich szeregach ekonomistów, marketingowców, speców od reklamy, dlatego im się udaje, a i tak często są na granicy bankructwa. W rzeczywistości małego miasteczka na Śląsku wylądujemy z masą zwierząt i pustą kasą. I ja jej wierzę.
Głupi przykład plakatów pomocowych, które kiedyś w swej naiwności wywiesiliśmy w lecznicach, sklepach zoo itd . Na plakatach była informacja jak można pomóc, min nie wyrzucając pościeli koców itd, że można zostawić karmę, czy wpłacić u weta na leczenie. Efekt? zero darów, zero wpłat, za to masę telefonów, że tam kotek, tam piesek i pretensje że jak to Justyna nie może pomóc.
Współpraca z organizacjami w Tychach? Śmiech na sali. Fundacje odsyłają do Justyny, "bo to jej teren" jednocześnie zawłaszczając sobie z miasta pulę na sterylki. Taka jest rzeczywistość.
Naprawdę w tym przypadku sprawdza się pomoc prywatna, a wychylanie się z czymkolwiek skutkuje j.w.
Justyna ma wyrobioną markę, jest szanowana za wiedzę i umiejętności. Sam fakt, że fundacje powierzają jej zwierzęta, którym nie potrafią pomóc, mówi sam za siebie.
Jest też znana i szanowana na tyle, że mimo, iż czasem zdarzają się tacy ludzie jak Eunnika, którzy bezinteresownie robią zadymę, ludzie nie odwracają się od Justyny. Każdy kto ją zna roześmieje się na te rewelacje, popuka się w czoło i tyle.
Naprawdę to wszystko dobrze działa. Z tą różnicą, że jeśli fundacje proszą o pomoc, to jest ok. Jeśli o pomoc prosi Justyna, to nagle jest męczenie kotów i łzawe teksty