Akcja łapania mamusi była bardzo stresująca. Kiedy zajechałam z klatką pułapką koteczka siedziała w żywopłocie. Pani Ela, która dokarmiała koteczkę przygotowała tego dnia bardzo dużo jedzenia i czekała na podwórku (podwórko z którego została zabrana Opera i Oda) aż czarna kotka przyjdzie na jedzenie.
Ja cierpliwie czekałam w okolicy parkingu (ok 500 m od miejsca karmienia) na telefon od Pani Eli, że kotka jest na karmieniu.
Plan był taki: Pani Ela dzwoni, że kotka przyszła a ja nastawiam klatkę pułapkę, wkładam do srodka maluszki i czekamy. Za ok 30 min Pani Ela dzwoni, że kotka przyszła więc biegiem lecę z klatką, żeby zdążyć przygotować wszystko zanim mamusia wróci.
Proszę sobie wyobrazić moją minę kiedy idę w miejsce gdzie maluszki miały gniazdo a tam nikogo nie ma... ani sladu żadnego kota. Dzwonię do Pani Eli z informacją, że kotka przeniosła gdzies dzieci.
Szybka zmiana planów: Pani Ela zatrzymuje kotkę na karmieniu jak najdłużej się da a ja przeczesuję żywopłot.
Przeszukałam centymetr po centymetrze cały żywopłot wokół parkingu ani sladu kociaków.
Trwało to troszkę bo krzaki gęste, upał straszny a niektóre samochody zaparkowane tak blisko, że nie dało się dojsć do żywopłotu.
Nic nie znalazłam więc szukałam od nowa bo w stresie i pod wpływem emocji może przeoczyłam. Zdesperowana sprawdzam pod samochodami też ani sladu. Bez nadziei poszłam do pani parkingowej i pytam czy nie widziała gdzie kotka przeniosła dzieci, czy nie słyszała piszczących maluchów. Oczywiscie nic nie widziała, nic nie słyszała. Powiedziała jedynie, że wczoraj widziała jak czarna kotka niesie szczura i wchodzi pod budkę w której siedziała pani parkingowa. Biegiem do samochodu po latarkę na kolana swiecę, szukam, zaglądam nic nie widać.
Pani Ela dzwoni, że kotka sobie już pojadła i za chwilę będzie wracała...
Zrezygnowana wyszłam z parkingu i sprawdzam od strony ulicy ogrodzenie w okolicy budki parkingowej. Nic nie widać, cicho maluszków nie ma. Ogrodzenie dziurawe w jednym miejscu, zastawione taką płytą falowaną, którą kiedys się dachy pokrywało. Odchylam tą płytę, patrze są !!!!
Biegnę po klatkę, dzwonie do Pani Eli w między czasie, że nie wiem jak to zrobi ale musi kotkę zatrzymać jeszcze 1,5 min co najmniej. Podjechałam samochodem najbliżej jak się dało, ustawiłam klatkę i biegiem po maluchy. Zdemolowałam ogrodzenie bo nie mogłam dosięgnąć ręką do kociaków. Wszystkie na kupę i biegiem na parking gdzie zostawiłam klatkę pułapkę.
Pani Ela dzwoni, że kotka wraca !!! Maluchy w srodku w klatce ale klatka przecież nie zadziała bo maluszki opierają się o zapadnię. Musiałam jeszcze przewiązać sznurek, który przytrzymywał klapkę. Wszystko biegiem w nerwach, adrenalina skoczyła bo miałam dosłownie chwilkę. Sznurek uwiązany klapka oparta na naprężonym sznurku a ja biegiem do samochodu z drugim końcem sznurka. Usadowiłam się i czekam, ręce drżą bo stres duży a zabrakło czasu na próbę generalną. Nie wiadomo czy sznurek nie zaczepi się gdzies, czy uda się opuscić klapkę bez problemu...
Dosłownie za kilka chwil kotka wróciła i weszła pod budkę parkingową. Słyszę jak woła maluszki, które zniknęły z gniazda. Miaukoli i miukoli, ja cichutko i bez ruchu siedzę w samochodzie. Pani Ela zakiciała,kotka odwróciła się i zobaczyła maluszki. Bardzo ostrożnie podeszła do klatki, obwąchiwała, nie wiedziała którędy wejsć do srodka. Wskakiwała na górę, próbowała łapkami wyciągać dzieci przez klatkę. Trwało to kilka minut ale w końcu znalazła wejscie. Powolutku pusciłam sznurek i klapka się zamknęła !!!!
A to już efekt końcowy całej akcji



Zetka bardzo mocno zestresowana, troszkę fuczała ale nie atakowała a wycofywała się. Cała rodzina została na wejsciu odpchlona, bo pcheł miały całą masę. Dosłownie cały stół czarny
Mieszkają sobie na razie w klatce. Zetka daje się głaskać ale jest bardzo przerażona przy każdej próbie dotyku cała się wzdryga. Wczoraj była straszliwie spięta ale dzisiaj już wypinała dupsko do głaskania. Nie jest dzikim kotem tylko bardzo ostrożnymi, przerażonym biedactwem. Przy pierwszym głasku aż cała podskakuje ze stresu
Jest też problem z prawym oczkiem. Nie wiemy co się dzieje jest czerwone i przymrużone. Na razie dałysmy jej spokój, żeby troszkę ją stres puscił. Oczko zbadamy na spokojnie w poniedziałek ale na pewno potrzebne będzie jakies leczenie. Jest przerazliwie chuda, można się na niej anatomii uczyć, pod skórą czuć wszystkie kosteczki.
Dzisiaj biedulka zjadła całą piers z kurczaka ,potem całą puszkę whiskasa 400g a potem wzięła się jeszcze za suchą karmę

Po prostu szok, zanim się zasyci biedulka na pewno minie kilka dni a maluchy ciągnę mleko na całego. Biedulka nie miała czasu na regenerację organizmu ciąża za ciążą... Na szczęscie te maluszki będą ostatnimi jakie urodziła

















Bardzo dziękuję za każdy grosik wsparcia, tylko dzięki pomocy tylu wspaniałych osób, które nie pozostały obojętne na moje wołanie o pomoc dla tych kotów udało nam się wspólnie odmienić ich życie i wyrwać Zetkę z lawiny kolejnych ciąż
Rozliczenie obu kotek będę prowadziła w pierwszym poscie
Szczególne podziękowania kieruję do pewnej Pani, która w tym miesiącu przekazała dla Zetki i maluszków 450 zł i zadeklarowała pomoc finansową przez 3 mies
Dziękuję najmocniej Panu Tomkowi, Niteczce1, lilian08, Pani Ani, Fundacji Kastor za pomoc w sterylkach, Alyaa za pomoc z bazarkami

Gdyby nie te osoby koteczki i ich dzieci dalej poniewierałyby się po ulicy