Witam Kochani .
Myślę że w nocy był przełom i obym się nie pomyliła .
Dostał chyba wszystko co można było dać .
Teraz historia dzieciaka .
Nie las ,ulica ,piwnica ,zabrany jest ze szpitalika .
Troszkę więcej jak dwa tygodnie wstecz ktoś przywiózł kocięta ,maleńkie oseski ,rzucone na szeroką wodę z głodu mimo swej maleńkości szybko nauczyły się jeść ,ciumkać ,zasysały się w recawery...tylko ten jeden ..
Wszystkie jadły mniej lub lepiej dobrze ,ale jadły i rosły ,to nie dawało rady ,nie jadło i nie rosło .
Próbował się dopchać ale ze względu na swe gabaryty nie dawał rady i tak sobie tam umierał z głodu.
Kiedy poszłam kupić jedzenie dla Limusiowego rudego ,zobaczyłam gnojka jak wisiał na kratach trzymających się ich 4 łapkami ,pyszczek prawie przecisnął i nawet nie patrzył ,miał zamknięte oczy .
Pękłam na tysiące kawałków ...a kiedy go dotknęłam to wiedziałam że jego czas się kończy .
Skończy go u mnie przytulony lub wola życia z moją pomocą podniosą malca.
Jeszcze boję się cieszyć ,jednak wierzę że jeżeli przetrwał ten czas w lecznicy to jest silny i będzie żył.



a tu już się ożywiłem ,pojadłem
